– Dziś wygląda na to, jakby cała Europa była napadnięta przez uchodźców. Tymczasem statystyki pokazują, że biorąc pod uwagę liczbę osób, które uciekają z krajów konfliktów, zaledwie 6 osób na 100 prosi o azyl – mówi Alessandro Funimelli, przedstawiciel organizacji koordynującej wsparcie osób wnioskujących o ochronę we Włoszech (SPRAR). – Media nam pokazują, że jest inwazja, a to jest nieprawda.
A jak jest?
Wczoraj UNHCR opublikował kolejne roczne zestawienie danych na temat uchodźców – 20 czerwca obchodzony jest Światowy Dzień Uchodźcy. Otóż liczba osób wyrzuconych z domu rośnie. Na świecie jest niemal 80 milionów osób, które musiały opuścić dom z powodu prześladowań. Większość szuka schronienia w innych częściach własnych państw. Granice przekroczyło w ubiegłym roku 5 mln osób, które potrzebują ochrony. ¾ z nich przekroczyło tylko jedną granicę i przebywa w sąsiedzwie konfliktu. Tylko niespełna 124 tysiące ludzi dotarły do Europy, głównie drogą morską przez Morze Śródziemne.
Do Włoch w 2019 roku dotarło 11 497 „nieuregulowanych migrantów”. Są wśród nich i uchodźcy i migranci – status osób dopiero po rozmowie można będzie ustalić. Na 5,5 miliona migrantów we Włoszech jest około 100 tysięcy osób ubiegających się o status uchodźcy.
Do polskich warunków to się ma nijak. Wniosków o ochronę w Polsce przyjęto w ubiegłym roku 4101.
Trudno mi znaleźć informację, ile trwa, w zwykłych okolicznościach, podróż przez Morze Śródziemne. W ofercie są rejsy po greckich wyspach, rejsy po Adriatyku, nawet do Egiptu, ale z przystankami – pływanie jest przygodą samą w sobie, nie sposobem przekroczenia morza.
Prom z Sycylii na Lampeduzę płynie nieco ponad 4 godziny, to 110 mil. Lampeduza jest 70 mil od Tunezji. Można wnioskować, że podróż przez Morze promem (na wysokości Włoch) powinna trwać około 6-7 godzin.
Nie jest tak.
Bo stara łajba to nie włoski prom z kawiarnią. Bo przeciążona. Bo nie ma kogoś, kto potrafiłby nią sterować. Bo łódka mała i wszyscy mają chorobę morską – dla wielu migrantów to pierwszy w życiu kontakt z morzem, pochodzą z krajów, w którym morza nie ma. Wielu jest wycieńczonych wcześniejszą drogą – przez obozy pracy w Libii, przez Saharę, przez Irak i Syrię pogrążone w konfliktach.
Podróż przez Morze może trwać dwa, trzy dni. Może trwać tydzień albo dłużej. Wszystko zależy, czym i którędy się płynie.
Akwen jest bardzo zróżnicowany– w różnych miejscach ma różne głębokości (bywa, że i 4 tys. metrów), temperatura wody waha się od 17 do 28 stopni. Jak wylecisz za burtę, masz kwadrans, nie więcej niż pół godziny.
Moją pierwszą myślą w tym kontekście były drapieżne ryby. Są takie w Morzu Śródziemnym – skrzydlice, ostroszowate, te, które mają kolce jadowe. Ale tego, kto wypada, raczej zabije wyziębienie. Wydaje się, że woda o temperaturze 28 stopni jest ciepła – ale wyziębia 20 razy szybciej niż chłodne powietrze. Najpierw odczuwasz drgawki – ciało czuje, że jest zimniej, niż powinno być i pobudza mięśnie do aktywności, żeby się rozgrzać. Później powoli tracisz świadomość, zdolność logicznego myślenia i koordynację ruchów. Sztywnieją mięśnie i tracisz poczucie czasu. Na tym etapie już sam sobie nie pomożesz. W końcu tracisz przytomność.
Rzecz jasna, jeśli tymczasem nie utoniesz.
– Morze jest niebezpieczne. Ktokolwiek się zdecyduje przepłynąć morze ryzykuje utonięciem. Dlatego przez tysiąclecia została stworzona wspólnota ludzi morza. Motto morza: ja ciebie uratuję zawsze, nawet nieprzyjaciela, nawet kogoś, kogo nie znam, bo kiedyś ty uratujesz mnie, gdy będę w potrzebie – mówi włoski armator-działacz społeczny Alessandro Metz, który wyławia rozbitków z morza statkiem Medditeranea.
Tak od dawna było, z tym kodeksem morskim. Ale nie teraz.
– Wszystko to, co się stało ostatnio we Włoszech i w Europie, jest przeciwieństwem zasad ochrony praw człowieka – komentuje Funimelli.
– System stanął na głowie. Teraz pomoc ludziom ratowanie ludzi traktowane jest jako przestępstwo – mówi Metz.
Od początku 2020 roku w Morzu Śródziemnym utonęło albo zostało uznanych za zaginionych 248 osób (dane Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji). Myślę, że nie wszyscy zostali policzeni. Trzeba, żeby ktoś zgłosił łajbę, podał liczbę osób, żeby była ujęta w statystykach, albo, żeby ciała wypłynęły na brzeg. Ile łodzi nie zgłoszono?
Statek Metza ma 37 metrów długości i 11 osób załogi. Któregoś razu wyłowił z morza 98 osób. Nie zgodził się odwieźć ich do Libii – choć zawsze, gdy podejmował rozbitków dostawał od władz takie dyspozycje.
– Ludzie uciekają z Libii przed przemocą. Dopóki Libia nie jest państwem bezpiecznym, nikogo tam nie będę wiózł – mówi Metz i opowiada o ludziach, którzy w Libii przechodzą obozy koncentracyjne, mają doświadczenie niewolniczej pracy i tortur.
Takie poglądy kosztują go to średnio jedno zatrzymanie statku co dwa tygodnie i grzywnę. Sprawy o grzywny oddaje do sądu, czeka na zwrot statku i rusza z powrotem na morze.
– Jest nas tylko siedem organizacji pozarządowych, które wyławiają ludzi – mówi David Starke z SOS Medditerranea. Słucham go w listopadzie 2019 r. w Berlinie na konferencji o migracjach. – 26 procent ludzi, którzy docierają do wybrzeży Europy, trafia na brzeg po interwencji statku ratowniczego, rządowego albo komercyjnej jednostki. 56 procent osób zatrzymanych na morzu (ci wyłowieni przez przez państwowe jednostki) jest odwożonych do Libii. Co trzecia osoba, która rusza do Europy przez morze, dociera do brzegu samodzielnie.
W praktyce, to przy brzegu migranci muszą mieć największe szczęście. Regularnie czytam o tym, że strażnicy (w ubiegłym tygodniu w Grecji) odpychają łodzie migrantów na pełne morze. W sieci można znaleźć nagrania migrantów, którzy komentują to doświadczenie. „Jak tak można? Jak mogli zabrać nam ubrania, komórki, ładowarki do telefonów, jedzenie i odepchnąć łódź na śmierć?”
Wiele lat temu poruszyło opinię publiczną zdjęcie, na którym plażowicze gdzieś na Wyspach Kanaryjskich wystawiają twarz na słońce sto metrów od ciała wyrzuconego na brzeg. Później była fotka wyrzuconego przez morze dziecka w Turcji.
Ile już było takich zdjęć?
Jakkolwiek okropnie to brzmi, ludzie przyzwyczaili się do tego, że migranci toną w morzu.
Ale nie wszyscy. Nie wszyscy chcą się przyzwyczaić.
– Włochy mają w Konstytucji w art. 10. Mówi, że cudzoziemiec, którego prawa człowieka są negowane w jego kraju, gdy są one respektowane w naszym – z tego powodu ma być przyjętym i objętym ochroną – mówi mi Funimelli.
W Polsce możliwość udzielenia ochrony osobie poszukującej ochrony określa art. 56 Konstytucji.
– Przyjmowanie powinno być rzeczą normalną i jest absolutnie możliwe – mówi Funimelli.
Metz widzi w całej sytuacji coś jeszcze.
– Na Morzu Śródziemnym dzieją się rzeczy fundamentalne, jeśli chodzi o prawa człowieka – zauważa. – Nie chodzi wcale o uchodźców, cudzoziemców. Tu chodzi o nas wszystkich. Jeśli pozwolimy na to, co się teraz dzieje, jeśli zrobimy krok w tył od prawa i od praw nas, ludzi – będzie bardzo łatwo w innym miejscu, w innej dziedzinie, jakiejkolwiek, pozbawić ludzi praw.
A jeśli wtedy będzie chodzić o Ciebie?