Słuchać, żeby zrozumieć

fot. Bartek/2020

Spędziłam niedawno kilka dni w towarzystwie paru setek niezwykłych ludzi. Zaprosiła mnie na swoje ogólnoświatowe spotkanie Ashoka – społeczność, która chce zmieniać świat na lepsze, i zmienia! Wspiera więc „zmieniaczy świata”, łączy ich ze sobą, inspiruje. Byłam w tej grupie w gościach.

Dostałam od Ashoki trzy dni zadziwienia.

Nie co dzień rozmawiam z Inuitami z północnej Kanady o tym, że następuje „eskimoizacja nauki” (inuityzacja, powiedzieliby, ściśle mówiąc) – to o tym, że nauka zaczyna doceniać wiedzę tubylczej ludności i włączać ją podmiotowo do planowania i prowadzenia badań. Naukowcy w firmowych puchówkach nie mówią już tubylcom, jaki jest ich świat. Zaczęli słuchać. Tym sposobem Inuici przy pomocy aplikacji na telefonach budują wspólnie internetowe mapy migracji dzikich gęsi (nie wiedziałam, że Inuici mają telefony komórkowe, co dopiero apki do oznaczania tropów niedźwiedzi polarnych i grubości lodu).

Słuchałam rumuńskiej Romki-feministki i feministki-muzułmanki (ta ostatnia mówiła o tym, że jest feministką z powodów religijnych – jej religia zakłada równość kobiet i mężczyzn – serio). Słuchałam prawnika z USA, który bronił ludzi z obozów dla uchodźców, o których świat nie wiedział nawet, że istnieją. Ludzie znikąd – którzy dzięki niemu wracali z niebytu do rzeczywistości. Z zamknięcia do praw. Dziewczyny, która uczy ludzi w Amazonii rozumieć międzynarodowe prawo. Raula z Berlina, który ma zawadiacki kaszkiet, brodę i metr wzrostu o tym, że ci z niepełnosprawnościami potrzebują nauczyć się rozumieć pełnosprawnych i że jedni niepełnosprawni bywają uprzedzeni do innych.

Było inspirująco i ciekawie słuchać międzykontynentalnych rozmów o realiach ludzi funkcjonujących w skrajnie rozbieżnych warunkach. Niezwykłe, że oni często podobnie myślą.

Zadziwiło mnie, jak wiele z tego, co nurtuje ludzi na świecie, jest aktualne w Polsce.

Na przykład: Casey Woods, ciemnowłosa dziewczyna z amerykańskiego południa. Nie mogę oprzeć się myśli, że to wykapana Lara Croft (tak, wiem, że Lara wymyślona, ale widzę dziewczynę na ekranie, widać i słychać, że jest nie do pokonania). Umie posadzić przy jednym stole zwolenników i przeciwników broni w USA. Coś jak PIS i nie-PIS, w polskich warunkach, na rozmowie o aborcji.

– Zgadzamy się w 80 procentach spraw, ale to o 20 procentach rozmawiamy – mówi Casey. Potrafi zjednoczyć przeciwników i zwolenników broni wokół spraw, które wszystkich obchodzą i bolą tak samo: na przykład wspólnych akcjach przeciwko kradzieży broni. Rocznie kradzione jest w USA ponad 400 000 sztuk broni! Z tej broni często popełnia się przestępstwa. Nie wiedziałam, że w domach, w których jest broń, rośnie ryzyko samobójstw w rodzinie – i to posiadaczy broni martwi równie mocno jak przeciwników. Nie wiedziałam, że posiadaczy broni martwi, że koledzy i koleżanki ich dzieci boją się odwiedzać ich domy – z powodu broni (choć statystycznie bardziej ryzykowny jest basen – mówi Casey). Casey szuka tego, co łączy.

– Gdy zapraszam ludzi do rozmowy, nie pytam, co myślą o mojej propozycji  – opowiada Casey o swojej pracy. – Nie mam propozycji. Mówię: rozmyślam o tym i o tym, a ty – co o tym myślisz? Potem wspólnie dochodzimy razem do planowania, co możemy zrobić wspólnie. To jest długi proces myślenia razem.

Przydałaby się nam w Polsce Casey… Kto przywoła polskie 80 procent? Kto zapyta: „Jak myślisz, co w Twoim życiu sprawiło, że widzisz sprawy tak i tak?” „Co ukształtowało Twój sposób myślenia o aborcji?” „Kiedy byłaś pierwszy raz na demonstracji? Jak się czułaś?”

Kto nada proporcje tej karykaturze dialogu społecznego, którą mamy?  Kto gotowy jest przechodzić długie procesy myślenia razem?  Kto ma cierpliwość Casey? Kto sprawi, ze zaczniemy umieć się słuchać?

Trabian Shorters, czarny dziennikarz z USA, mówi o tym, że samo słuchanie to za mało. Trzeba jeszcze słuchać tak, żeby zrozumieć.

– Nikt z nas nie podejmuje świadomej decyzji o tym, jak myśli. Każdy wybiera jakiś sposób narracji o świecie, której słucha. Ta narracja wpływa na to, jakie informacje dopuszczamy do siebie, jakie dyskredytujemy – a  to wpływa na nasze postrzeganie rzeczywistości. W rezultacie z tych samych treści ludzie wywodzą radykalnie różne wnioski. W efekcie ludzie są zszokowani wyborami politycznymi drugiej strony – mówi Trabian.

– Jedna strona dla drugiej – ciągnie Trabian – wydaje się barbarzyńska, nieracjonalna, niezrozumiała, jej myślenie – nie do przyjęcia, nielogiczne, oderwane od rzeczywistości.

– Problem w tym, że autentycznie nie rozumiemy ludzi z innym doświadczeniem życiowym – dodaje drugi amerykański dziennikarz, David Bornstein.

Choć rozmawiają o USA, ja to słyszę o Polsce.

Choćby dziś: profesor katolicki, który publicznie głosi, że żona nie ma prawa odmówić seksu mężowi, może go co najwyżej “uprosić”, żeby sam zrezygnował. Myślę sobie: na jakim świecie ten człowiek żyje? Co go spotkało, że ma takie poglądy? Jak wyglądały relacje jego rodziców?

Jakie to prawdziwe: wiele poglądów moich rodaków nie mieści mi się w głowie. Faktycznie nie rozumiem, jak można tak myśleć. Przyznaję, że nie mam skąd tego wiedzieć: nie ma miejsca, gdzie się dowiem. Media nie tłumaczą mi już rzeczywistości. Stały się narzędziem manipulacji i propagandy, niestety, z każdej strony. Trudno już zaufać temu, co się czyta i ogląda – a telewizje naprawdę trzeba obejrzeć dwie, żeby się zorientować, co się dzieje.

Nikt nie tłumaczy toku rozumowania drugiej strony. Nigdy nie natknęłam się na przedstawienie rozumowania, dlaczego ktoś uważa, że wartościowe dla kraju jest polityczne uzależnienie sądów. Nie przekonuje mnie argument, ze dlatego, bo jest głupi i zachłanny – jednak mówimy o dorosłych ludziach, którzy zdają sobie sprawę (chyba), że ich czas się skończy, a karta odwróci. Z jakichś powodów ktoś sądzi, że to, co robi, jest słuszne. Chciałabym wiedzieć, jak do tego doszedł.

W jakim celu budynek Parlamentu otacza się betonowym murem – co myśli ten, który stawia ten mur? Dlaczego, serio, głęboko, ktoś uważa, że należy zmuszać kobiety do rodzenia dzieci, które umrą po urodzeniu. Nie chodzi o hasło „prawo do życia”, znam hasło. Chodzi o to, dlaczego ktoś sądzi, że ma prawo ustalać takie rzeczy dla innych. Jak doszedł do takiego wniosku? Jak doszła?

Chciałabym przeczytać, co myśli ten policjant, który psika w tłum gazem łzawiącym. Czy jak bije ludzi pałką, to go boli? Nie obawia się, że trafi w żonę? W sąsiadkę? Siostrę?

Panowie dziennikarze z Ameryki  mówią o roli dziennikarstwa: to narzędzie do budowania zdolności społeczeństwa do radzenia sobie z wyzwaniami i szukania rozwiązań.  Mówią o tym, że rolą mediów jest mówić ludziom to, co potrzebują wiedzieć (nie to, czego chcą – znowu, czy to nie jest boleśnie znajome?). Mówią o populizmie i o tym, że popularnym narzędziem do budowania postaw społecznych jest strach („Zarządzanie strachem” – mamy w PL odhaczone).

– Ale my, ci „dobrzy”, też z tego korzystamy – zauważa Trabian. – Też używamy strachu do motywacji naszych zwolenników. Tym sposobem spirala strachu się nakręca. Obie strony straszą. To nie ma szans doprowadzić do niczego dobrego.

Myślę sobie o Szymonie Hołowni i o tym, ile razy w jego codziennych porannych nagraniach pojawia się słowo „oni”. Bez sympatii. Oglądam te relacje bardzo sporadycznie – za każdym razem mnie dziwi, jak bardzo narracja jest dzieląca. O komentarzach nawet nie wspominając – wielu fanów i fanek zieje obrzydzeniem do fanów PIS – którzy przecież wraz ze zmianą warty w Pałacu Prezydenckim, Sejmie czy wszędzie nie znikną, nie rozpłyną się – tylko my będziemy onymi, a oni nami. Zamienimy się miejscami i niechęciami. Ale nadal będziemy tworzyć odrębne światy bez punktów stycznych.

Wspominam Hołownię, bo jest najbardziej bliski środka z tego, co w polskim dyskursie politycznym przychodzi mi do głowy – wszędzie indziej jest ziania więcej, pogardy i agresji więcej. I tak, niestety, pełno tej agresji jest po „dobrej” stronie, cokolwiek to dla kogoś znaczy. Zianie jest wszędzie!

Tu zwykle pojawia się zarzut o symetryzm, który mnie nie przekonuje. Przerabiałam to w swojej gminie przy ostatnich lokalnych wyborach. Czy ktoś nienawidzi i gardzi plując i waląc kijem bejsbolowym, czy nienawidzi w krawacie i z modną eko-torebką polskiej marki – nie robi mi akurat wielkiej różnicy. Jasne, lepiej dostać torebką, niż kijem, ale istota pozostaje ta sama.

– Zawsze w czyimś interesie jest szczuć nas, jednych na drugich – mówi Trabian. O Stanach. O Polsce.

Być może, jedynym sensownym zajęciem w dzisiejszych czasach jest nie dać się szczuć? Być może to jest dziś jedyne istotne polityczne/społeczne/wspólnotowe  zajęcie? Może temu trzeba teraz dedykować pozarządowe organizacje? Uczyć ludzi słuchać? Uczyć ludzi rozumieć się nawzajem? W szkołach robić lekcje umiejętności słuchania?

– Żeby było jasne, nie myślę wcale, że się musimy wszyscy kochać – mówi Raul Krauthausen, ten od kaszkietu i metra wzrostu. – Nie o to chodzi. W integracji  chodzi o to, że mamy prawo się spotkać.

Raul, który porusza się na wózku i przykro mu, że się go nie zaprasza na imprezy do wysokich budynków bez windy, uważa, że budowanie wzajemnej sympatii nie ma sensu i jest wrogiem „podnoszenia świadomości” (awareness raising).

– Potrzebujemy zmiany zachowań, nie zmiany uczuć – mówi. Nie wiem, czy się z nim zgadzam. Ale coś w tym jest. Ostatecznie chodzi chyba o to, żeby ludzie przyjęli do wiadomości, że wokół są inni. I wzięli to pod uwagę, zrobili im miejsce. W sumie, to niemało.

Nie jest tak, że w Ashoka wszyscy zgadzają się ze sobą i panuje niezmącona pandemią harmonia. Zmieniacze świata też są czasem zagubieni. Też nie wiedzą, co będzie. W Kanadzie pęka im lód pod nogami, dosłownie. W Amazonii tną lasy, wyspy tropikalne toną, huragany w Azji szaleją. W USA nie wiedzą, kogo w końcu mają za prezydenta…

Zmieniacze świata mają dzieci, które przebiegają w tle spotkania za plecami albo domagają się uwagi, gdy mama mówi do pięciu kontynentów. Kamera im się nie łączy, albo w łączności przeszkadza burza, też mają koty, które łażą po klawiaturze.

W całym szale zdalno-covidowym mają jednak istotne spostrzeżenia.

– Stop. Nie musisz ciągle robić. Robić, robić, więcej, więcej – nie zanotowałam niestety, kto to powiedział. – Zatrzymaj się i pomyśl. Przestań robić. Przestań działać. Myśl.

Ci, co zmieniają świat, myślą, że myślenie jest ważne i dziś trzeba na nie poświęcić czas.

Zmieniacze myślą też, że najlepiej zmienia się świat wtedy, gdy jesteś sobą, w pełni, w szczerości, gdy poświęcisz uczciwie czas, żeby przyjrzeć się sobie, swoim motywacjom i swoim wartościom. Dbają o siebie, w każdym razie są przekonani, że to ważne.

Cenią relacje z innymi ludźmi. Odkrywają, że bliskość jest możliwa na odległość. Widzą, że online można zbudować więź i przekazywać emocje – robią to, byłam tego świadkiem. Cudownie jest śmiać się razem online do rozpuku.

Rozmawiają o tym, że w czasach niepewności  i zmiany, w jakich żyjemy, najważniejsze są miłość, przyjaźń, bliskość, autentyczność, otwartość. Ich energia, entuzjazm, radość są powalające – uśmiecham się na myśl o tych spotkaniach, dwa tygodnie po czasie, gdy to piszę.

– Nie musisz być super-gwiazdą, żeby zmieniać życie innych na lepsze – mówi krewka Caroline Casey, która działa na rzecz osób z niepełnosprawnością w Irlandii.

Bo, zapomniałam powiedzieć, w Ashoce uważają, że zmieniaczem świata, zaproszonym/zaproszoną do życia pełnią swojego potencjału jest każdy. Ty. Jeśli widzisz, że coś wymaga zmiany, żeby świat był lepszy, zapewne to coś, to pole do działania – to jest miejsce dla Ciebie.

Śledź mój blog

Loading

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *