Niepodległość, którą mam w głowie

Patrzę na mój kraj jak na zmęczonego, przeoranego życiem starego człowieka. Takiego, co to się myśli o nim z troską, żeby się nie potknął, bo ledwo dycha. Wybacza mu się drobne dziwactwa, bo wiele przeszedł. Jest zasłużony, choć strzela fochy, bo nikt go nie docenia. Otacza się czułością, troską, sentymentem – ale nie znajduje w nim oparcia.

Zgadzam się po stokroć z naszą ostatnią noblistką – coś tu wymaga gruntownej zmiany. Polska – w mojej głowie zdecydowanie występuje mimo gramatyki w męskiej formie – to wojenny weteran z piosenką żołnierską na ustach. Cały czas z karabinem. Cały czas biedna krewna. Cały czas umotana w zaszłości i teorie spiskowe. Z oczami do tyłu. Popychadło większych krajów, z kompleksami. A chciałabym, żeby to była dziarska nowoczesna babka, która wie, kim jest. Taka, co przytula starego do serca, zapala znicze na Westerplatte – ale wyciąga lekcje z przeszłości, i przede wszystkim  jest tu i teraz. Sama do siebie ma szacunek i błyszczy jej jasność w oczach.

Polska to piękny kraj 😉

Dolina Pięciu Stawów – marzenie, po drodze schronisko w Roztoce, czasem z niedźwiedzicą. Fioletowe kwiaty i zapach łopianów. Bieszczady, wiatr na połoninach i ocalone cerkiewki, woda po zygzakach dachówek spływa kropelkami tworząc ażurowe kurtyny. Beskid Niski z Jasielem, którego nie ma, tylko bacówka została. Gorce z Chałupą, leszczyny, borówki-jagody, gorące piwo z jajkiem i białe kosze z brzozowych pasów na rynku w Starym Sączu. Lubię boczną drogę z Rabki do Chochołowa, tę, którą się omija korki. Cudowne Podlasie, z ogłoszeniem „Jeśli podejrzewasz, że masz coś z czołgu… zadzwoń tu i tu” i Krainą Otwartych Okien. Suwalszczyzna, po drodze Jezioro Rajgrodzkie (grzyby!). Żuławy – w tym roku się zakochałam. Maki i chabry, aleje lipowe, czarny bez przy drodze i jarzębiny. Cudowna katedra w Pelpinie i jeden z 47 egzemplarzy Biblii Gutenberga. Plaże w Karwieńskich Błotach albo Białobrzegach – jesienią ciemne liściaste lasy zmieniają się w złocistą szeleszczącą jasność – to wszystko moje polskie kąty. Puszcza Kampinoska, oczywiście, z łosiami, zającami, które niedawno wróciły i wiewiórkami, które mam za sąsiadki.

Lubię serdeczność. Kawał chleba prosto z pieca u Pani Tereski. Kubek mleka gdzieś na wsi. Talerze świeżo umyte od pani sklepowej na Podlasiu, gdzie kupiliśmy bułki na śniadanie. Przyniosła je, żeby nam było przyjemnie jeść śniadanie na ławce pod tym sklepem. Nie wiem, czy to hojność, czy gest czy otwartość po prostu w dzieleniu się z ludźmi tym, co się ma. Wielu z nas to ma.

Lubię pytać ludzi o drogę po staremu, gdy nie było to podejrzane, bo każdy ma GPS. Dzieci się mnie wstydzą, ale trudno – babcia mnie uczyła „koniec języka za przewodnika”. Wszystkie te przygodne gadki, które dają radość na cały dzień. Cudowne pogaduszki na warzywnych bazarkach! „Pani Klientko” i takie tam.

Uwielbiam kreatywność, pokonywanie trudności, szukanie patentów i sposobów – gdy nie wyrodzi się w cwaniactwo, to nasza cudowna umiejętność. Lubię artystów i rękodzielników, rękodzielników szczerze mówiąc nawet bardziej. Lubię polską umiejętność działania przy licznych ograniczeniach, poszukiwania wyjść z sytuacji, twórczego podejścia do rzeczywistości.  Lubię, że istnieją ciągle szewcy i naprawa parasolek. Niedawno poznałam gościa, który sam robi noże, kaletnika, panią, która szyje niezwykłe torby i inną, która robi biżuterię z talerzy (tym sposobem można mieć broszkę z napisem „Społem” ;-).

Duma

Tylko podrapać, a wyłazi z ludzi energia, pasja, ochota do życia, gotowość do cudownych rzeczy. Jak projekt „Chórtownia”, który prowadzi moja zaprzyjaźniona Justyna Dziuma i covidowy pomysł „Cała Polska śpiewa w domu”, gdzie dyrygenci uczą ludzi zdalnie śpiewać różne polskie szlagiery na cztery głosy. A ludzie śpiewają! Nagrywają potem chóry super utwory, których można słuchać online i wzruszać się. Jestem dumna z Justyny!

Jest więcej! Jestem dumna z projektu Canoandes – i Zbyszka Bzdaka, znakomitego fotografa, który z kolegami przepłynął w latach 80. najgłębszy na świecie kanion Colca w Peru – i do tej pory Polacy są tam darzeni szczególną atencją, niedawno powstał o wyprawie nowy film. Rzecz jasna moja duma ogarnia Kukuczkę i wszystkich zdobywców wszystkich tysięczników. Ale też profesora Paczkowskiego, taternika, który pierwszy skutecznie uczył mnie historii – na studiach. Wielki szacunek!

Jestem dumna z Krzyśka Cybulskiego, którego rodzinę znam, a który jest genialnym muzykiem i robi przedsięwzięcia muzyczno-artystyczne (pewnie fachowo inaczej by to nazwał), które zapierają dech. Piszę o tych, których osobiście mogłam dotknąć – bo jestem też dumna z tych, których nie znam: Leszka Możdżera, noblistek, Agnieszki Holland, albo różnych polskich studentów, którzy tworzą prototypy eko-samochodów i różnych dziwnych rzeczy, których dotąd nikt nie wymyślił i wygrywają międzynarodowe konkursy.

Jestem dumna i pełna szacunku dla Narcyza Listkowskiego – na swojej posesji w Rabce, kopiąc w ogródku, odkrył pozostałości synagogi. Rozpoczął poszukiwania śladów żydowskiej obecności w Rabce i sprawił, że odbywa się tam teraz coroczny Spacer Pamięci. Jemu mogłam rękę uścisnąć, w przeciwieństwie do Marka Edelmana albo Ireny Sendlerowej – do których mam szacunek przeogromny. Lubię bardzo – nie znając – tego, kto wymyślił hasło „Tęsknię za tobą Żydzie”. Myślę też z dumą i poczuciem jedności z Ufi Ude i Mammadou Dieuf – za afrykańskie wykonanie „mam tak samo, jak tyyy, miasto moje a w niiim…” Czesława Niemena.

Właściwie, całe moje życie jest odkrywaniem takich dum, które przytaczam tu chaotycznie i bez hierarchii ważności  – co i rusz trafiam na niezwykłych ludzi, z oszałamiającym wnętrzem, z niespożytą energią, niektórzy długo w Polsce, inni krótko. Jeśli ktoś wyjątkowy się czuje urażony, że nie wymieniam – to niech się nie czuje, bo na pewno jestem dumna i z niej/niego! Zachwycający jesteście, ludzie!

Co do kitu?

Słaba jest wielosetletnia historia bratobójczych konfliktów – uczę się dopiero historii i więcej nie wiem, niż wiem – ale niesłychana jest wieloletnia tradycja naszych wewnętrznych konfliktów. Kiedyś wyłupywało się bratu oczy, teraz są mniej krwawe metody – ale niewiele bardziej subtelne.

Nie podoba mi się, że nie wyciągamy wniosków. Nie widzę wartości w przekłamywaniu historii.

Nie wiem czemu w Płońsku, gdzie urodził się Dawid Ben Gurion, założyciel państwa Izrael, rozebrano jego dom. Stoi tam teraz pomnik. Gdybym była włodarzem (włodarką?) Płońska, pielęgnowałabym każdą deskę z tego domu. Gdyby gdzieś w świecie był dom Lecha (od Czecha i Rusa) – też bym chciała, żeby ktoś pielęgnował deski tego domu. Dziwię się, że w Płońsku nie sprzedają humusu i pomarańczy z pustyni Negew, że nie ma kawiarni z żydowską chałką, najbardziej się dziwię, że w miejscu rozebranej w 1956 r. synagogi postawiono ZUS. Czy to tylko mnie wydaje się uszczypliwe?

Źle nas uczą historii. Źle nas uczą, bo nie mówią o tym, że nie raz byliśmy podli. Nie uczą, dlaczego tak było i co zrobić, żeby nie było powtórki.

Niedawno się dowiedziałam (od Agaty Tuszyńskiej), że Polacy przechowywali dzieci z getta ZA PIENIĄDZE. Mam wśród przodków kogoś, kto przechował żydowskie dziecko. Od pół roku boję się zapytać, ile to kosztowało… Do tej pory byłam po prostu dumna.

Nie jest wiedzą powszechną – a moim zdaniem powinno być – że Polacy prowadzili obozy koncentracyjne (Bereza Kartuska). Nie jest wiedzą powszechną – nie ma o tym w podręcznikach szkolnych moich dzieci – że rzekomo homogeniczne polskie społeczeństwo jest wytworem osiągniętym przemocą – i zaborców, i nazistów, i naszą własną. Nie uczy się o wysiedlaniu Niemców i powszechnych gwałtach. Nie mówi się dość o akcji „Wisła” (Bogu dzięki mój dziadek został postrzelony tuż przed i spędził akcję w szpitalu w Rzeszowie). Nie uczy się, dlaczego przez 500 lat obecności Żydów w Polsce Polakom i Żydom nie udało się stworzyć wspólnoty. Dlaczego? Czy to nie szkoda? Czy nie byłoby wspaniale? Co zrobić, żeby tak było? Ta wiedza przydałaby się na współczesne czasy.

Swoją drogą, o homogeniczności nie może być mowy – i to jest bzdura. Nie uczą nas właściwie o żołnierzach AK – o tym, że nie każdy nim był. Nie uczą dość o szmalcownikach. Nie uczą o Niemcach, których pomordowaliśmy po wojnie. Badam teraz obecność w Polsce menonitów – czekam na przesyłkę z USA książki Edny S. o tym, jak wyglądały losy tej niemieckojęzycznej religijnej społeczności tuż po wojnie. Ile  było upokorzeń i śmierci. Jak zaganiano kobiety do wody i kazano im bawić się w chrzest. Na pierwszej stronie tej na aukcji kupionej książki, wiem to już, jest dedykacja:  „Marta, to opowieść o kobiecie, której w ucieczce z Polski do nowego życia pomógł znacznie mój mąż, menonita – Naomi”. Ależ bym chciała poznać męża Naomi!

Polska, którą kocham, je na wigilię różne zupy, nawet jaglaną na Śląsku, przywiezioną zza Buga, nie tylko grzybową, barszcz, rybną czy z migdałów. Delektuję się regionalizmami, uśmiecham się na poznańskie „laczki” i „w antrejce na ryczce stały pyrki w tytce” i bawi mnie ciągle śląska wersja „Pawła i Gawła”. Wczoraj rdzenne, napływowe i mieszane Ślązaczki (dużo było mowy o kundlach) urządziły mi online popis tego, co tam jedzą i mówią – wiele słów słyszałam pierwszy raz w życiu, uwielbiam radość, jaką im i mnie dała ta rozmowa.  

I cudowny język! Tak, wiem, że Gałczyński dla wielu nie tak, co z tego, skoro i tak kocham „zaczarowana dorożka, zaczarowany dorożkarz, zaczarowany koń”. I „nic dwa razy się nie zdarza, urodziliśmy się bez wprawy i pomrzemy bez przyczyny”. Z innej półki „Nie umie błądzić gdzieś we mgle, z obłoków tu nie spadła, nie, na pięknych słowach nie zna się – polska miłość…”, i jeszcze „już szron na głowie, już nie to zdrowie, a w sercu ciągle maj!”

To ostatnie – o mnie. Tak to widzę. To są moje trzewia. Dla kontrastu do otaczającej rzeczywistości, o której nie mam chęci pisać. Wczoraj wieczorem byłam w centrum Warszawy i widziałam szpalery policyjnych nys i zasieki – przygotowania do dzisiejszego święta.

W radio dziś rano obiecująco: “Za dzień, ta ta tam; za dwa, ta ta tam; doczekasz się – wstanie świt.”

Śledź mój blog

Loading

Jeden komentarz

  1. Świetny tekst. Kwintesencja tego co noszę w sobie od lat i przeciwko czemu się buntowalam, odkąd zaczęłam myśleć rozumem wlasnym. Widzę zalety “stada”, ale bardziej mi po drodze z rozwagą jednostki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *