Taka begonia potrafi urosnąć ze strzępka liścia, byle ocalała na liściu jedna solidna żyłka. Znajdź przydeptany strzęp begonii w ogrodniczym i spróbuj – zobaczysz. Liść sansewierii możesz pociąć na kawałki, posadzić i z każdego urośnie nowa.
Niewiarygodnie niepozorny strzęp materii wystarczy, żeby powstała dorodna, imponująca roślina. Jak małe są niektóre nasionka! tak małe, że nie widzisz, czy je siejesz. Jak szybko reagują na okoliczności. Jak na przykład momentalnie więdną pikowane sadzonki pomidorów – a potem prostują się podlane.
Wczoraj spadł mały, a dziś już spory deszcz. Mój suchy ogród zmienił się przez noc jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – a dziś zieleniał dosłownie na moich oczach.
Gdy tak patrzę na ten cud wiosny, eksplozji, szaleństwa rozwoju i wzrostu, myślę sobie o ludziach, których znam.
Znam ludzi, jak begonie. Znam kobietę, która tyle w życiu przeszła, że to oszałamia. Gdy opowiada o swoim życiu, wbija mnie w ziemię. Zdarzało mi się spocić od słuchania, czego doświadczyła. Czasem przez jakiś czas przestaję się z nią kontaktować – jej doświadczenia to dla mnie za dużo, muszę odpocząć. Nie pojmuję, jak ona żyje? Jak to jest, że jest czuła, dowcipna, delikatna, opiekuńcza, wyrozumiała? Kiedyś zmiażdżona, podeptana, zmięta – jak to jest, że dziś ma w sobie wiosenną świeżość?
Wiem przecież, że istnieje pamięć komórkowa. Jej ciało pamięta każdy ból.
Albo inna osoba – gdy ją spotkałam pierwszy raz, była sztywna i napięta jak struna, szara na twarzy, ściągnięte usta. Wzrok jej krążył niespokojnie, wyglądała jak osaczone zwierzątko gotowe rzucić się na ciebie nawet, gdyby to była ostatnia rzecz, którą zrobi w życiu. Niedawno pierwszy raz zobaczyłam jej zęby – pięknie się uśmiecha.
Jeszcze inna – ja się z kolei uśmiecham się na samą myśl o niej. Bywało, że podczas zwykłej rozmowy miała łzy w oczach i bródka jej drżała. Teraz widzę, jak rozkwita, lśni, jak kipi jej uwalniana energia, radość, entuzjazm.
Znam kogoś, kto jest jak perz albo akacja – nie do zdarcia. Z uciętej gałązki wypuści sześć nowych. Odrodzi się ze strzępka korzonka. Przyjmie każde uwarunkowania i znajdzie w nich swoje miejsce, a nawet rozrośnie się bujnie. Lubię patrzeć, że gdziekolwiek jest, cieszy się życiem.
Znam kogoś innego, kto jak młoda gałązka dopóty krąży między przeszkodami, aż znajdzie drogę do światła – i wystrzeli w górę. Kogoś jeszcze innego, kto leczy się po gradobiciu – oberwał mocno, ale… wzrasta!
Jasne, wiem, że nie każda roślina tak ma. Znam takich, których skwasi mały deszczyk, mam w ogrodzie rośliny chimeryczne – ale dziś zachwyca mnie siła witalna, która każe młodym drzewkom rosnąć na ściętych pniach. Czerpać energię ze zgniłych liści. Tworzyć rozety i kępy tam, gdzie chwilę temu były suche badyle. Siła w roślinach, ale i w nas, ludziach. Zdolność do odrodzenia. Zdolność do znalezienia w sobie energii, która czyni cuda. Zdolność do zapominania, do wybaczania, do nowych początków. Siłę w trzewiach. Moc.
Myślę czule o samej sobie. Niedawno ktoś mnie spytał, czy popełniłam w życiu błędy. I czy miały one ważne skutki. Żart, czy co?! Popełniłam masę błędów, ciągle popełniam. Niektóre mają poważne skutki.
Ale czy to nie jest absolutnie fenomenalne, że się z nich podnoszę?
W tej sprawie mam do siebie ogromne zaufanie – sponiewierana, złamana, zdruzgotana – podniosę się. Wiem to. Wiem, że to może potrwać. Wiem, że będzie bolało i wcale nie będzie się zanosić na żadne “lepiej”. Wiem, że mogę czuć, jakby to był kres i więcej nie wytrzymam. Wiem, że będzie nie do zniesienia i wiem też, że nawet w tym bólu będę wiedzieć, że to minie. Skończy się. A ja powstanę jak feniks. Naprawdę kocham się za to.
Czuję wdzięczność dla tych kilku osób, które mi wtedy pomogą. To ważne dla mnie, choć przecież wiem, że moc mam w sobie.
Z okazji wiosny czuję przypływ entuzjazmu do własnej pracy w Fundacji Polskie Forum Migracyjne. Nasza praca polega w gruncie rzeczy na ludzkim ogrodnictwie. Zadbaniu, zaopiekowaniu, podlaniu kogoś spokojem i życzliwością. Dodaniu żyznej ziemi w postaci porady, może psychologicznego wsparcia, konkretnej wiedzy. Wyrwaniu przeszkód jak chwastów. Podparciu radą czy obecnością słabej łodyżki, która zanim się obejrzysz staje się silna i samodzielna.
A potem patrzysz, jak rośnie. Widzisz ludzi, których życie staje się lepsze. Widzisz, jak rosną, kwitną, pięknieją, prostują się. Nie ma w życiu nic wspanialszego.
Przypadkowo trafiłam na Pani blog. Przeczytałam z przyjemnością. Wspaniałe porównanie ludzi do roślinek. Pięknie napisane. Ja własnie tak odrodziłam się. Dziękuję. Pozdrawiam serdecznie. Zofia
Wspaniale! Dobrego dnia 😉