![](https://agnieszka-kosowicz.com/wp-content/uploads/2021/02/dsc05406-1.jpg?w=1024)
Przeczytałam biografię „Oskrarżona: Wiera Gran” Agaty Tuszyńskiej. Niedawno poznałam autorkę, połykam teraz jej książki. Ciekawie czyta się książki osoby, na którą można patrzeć, rozmawiać z nią, poznawać.
Wiera Gran to żydowska pieśniarka, po wojnie oskarżona o współpracę z gestapo przez Władysława Szpilmana (na podstawie jego historii Polański nakręcił później film „Pianista”) . Uwolniona od zarzutów przez polski sąd po wojnie, Wiera do końca życia niosła cień tych oskarżeń. Nie cień – ciężki, uparty odór. Sama oskarżyła Szpilmana o kolaborację. Twierdzi, że widziała go w getcie w stroju żydowskiego policjanta, że brał udział w likwidacji getta. Za przytoczenie tej informacji Agatę Tuszyńską spotkał po publikacji książki proces wytoczony przez krewnych pianisty. Tym sposobem tytuł książki zyskał niezamierzony zapewne wymiar. „Oskarżona” ostatecznie okazała się też autorka.
Książka nie jest łatwa do kupienia – ale warto zadać sobie trud.
Tyle mam myśli po tej lekturze.
O Wierze:
Ależ ona jest pancerna. Z plikiem kwitów na niewinność całe życie walczyła o dobre imię. Bez skutku. Mimo to na długo starczyło jej wewnętrznego żaru, furii, determinacji, żeby żyć na swoich warunkach. Nie schować się (myślę, że to by była moja główna pokusa, gdybym była nią), żeby unikać kolejnych ciosów.
Całe życie na wojnie. Każde państwo to front. Oskarżenia i ataki na każdym kroku, nawet ze strony bliskich ludzi. Donosy. Protesty przed koncertami. Wrogie milczenie przy stole.
Czy gdybym to była ja, miałabym tyle tego czegoś, co niezbędne do takiego życia? Niesprawiedliwie potraktowana czułabym się chyba skrzywdzona i słaba. Szukałabym cichego kątka, żeby lizać rany. Wiera nie szukała cichego kątka. Szukała sceny. I znajdywała!
O Agacie:
Najbardziej mnie dziwią punkty styczne. Nie przypominam sobie spotkania kogoś, z kim tyle mam niespodzianych punktów stycznych. Choć nasze życia różni niewiarygodnie wiele, odkrywamy wspólnych znajomych, miejsca, doświadczenia. Pierwszy raz czytam też książkę o osobie, która przemieszczała się w mojej znajomej przestrzeni, w budynkach, miejscach, które znam. Nawet materia w książkach, z których buduje obrazy: znajome przedmioty, z mojego życia. „Pieniążki” – roślina, której owocniki to mlecznobiałe owalne blaszki. Wiszą na żyrandolu Wiery i w bukiecie na moim parapecie. To jest nowe doświadczenie – książka utkana ze znanych elementów codzienności.
O Wierze:
Co za pomysł, żeby przyjść na występ śpiewaczki w obozowych pasiakach? Groteskowy i okrutny. Skuteczny. Przecież nie sposób zaryzykować takiego występu. Pasiaki na widowni żydowskiej śpiewaczki? W Izraelu? Jak cytryna na widowni odbiera zdolność grania muzykom na instrumentach dętych, pasiaki nie dałyby jej śpiewać. A może nie? Może dałaby radę – ale nie chciała potem zdjęcia w gazecie przed tłumem ubranych w pasiaki gości?
Ktoś, kto wpadł na ten pomysł z pasiakami – czy miał to serio w planie? Znalazł krawca? Znalazł materiał? Sam pomysł krawca w Tel Awiwie, który szyje obozowe pasiaki dla ludzi, którzy chcą zaprotestować przeciwko występowi „podejrzanej” artystki – nie do wiary. A może uszyli już pasiaki? Co z nimi zrobili? Koncert odwołano przecież chyba w ostatniej chwili.
O Agacie:
Czy zapytała kiedyś Wierę, czy w getcie spotkała jej własną, Agaty, rodzinę? Spotkały się ich wspomnienia? Odkryta w dorosłości żydowska rodzina Agaty – czy słuchała w getcie Wiery? Przed wojną pewnie słuchali.
Czy Wiera umiała zidentyfikować ulice, na których spacerowali, unikali gestapowskiego spojrzenia, rozpaczali, szli na śmierć bliscy Agaty? Czy Wiera dodała coś do jej prywatnej układanki wspomnień, która już i tak składa się z tylu strzępów bólu? Poszukując prawdy o wyborach Wiery z getta – co Agata myślała? Co czuła? Była zła? Podejrzliwa? Sceptyczna? Kiedy było jej smutno? Kiedy Wiera ją niecierpliwiła? Co ją drażniło? Czy i kiedy miała ochotę przestać pisać tę książkę?
Bezpardonowa Wiera musiała dawać w kość jako rozmówczyni. Ciekawi mnie, co Agata mełła w głowie i czego nie powiedziała – poświęcając swoją godność na rzecz zbierania materiałów do książki. Kiedy zaciskała dla dobra książki gardło i hamowała własne emocje, wspomnienia, pytania, żale.
Bo przecież jeśli tamta zdradziła – zdradziła jej, Agaty, odzyskaną po latach rodzinę. Odzyskaną, ale martwą. Przez Wierę?
Ciekawie byłoby podglądać, podsłuchiwać ich rozmowy. Chciałoby się chronić Agatę przed szaleństwem tej drugiej. Choć musiała chyba doświadczać szorstkiej przyjaźni od Wiery, skoro po jej śmierci mogła wziąć sobie z mieszkania, co chce? Wiera musiała mieć w tej sprawie, mimo śmierci, coś do powiedzenia.
O Wierze:
Myślę, że Agata ją polubiła. Ja ją polubiłam – za tę bezceremonialność. Za dowcip. Za upór. Za to, jaka jest obcesowa, ale głównie za wytrwałość. W jakiś sposób ten upór ją uwiarygadnia. Za to, że żyła trudne życie z podniesioną głową. Nie wiem, kiedy silniejsza była jej wola życia: w getcie, po getcie, gdy ukrywała się w Babicach z przefarbowanymi włosami – a może właśnie w Paryżu, Izraelu, Stanach – gdy czuła, że tonie towarzysko i społecznie. Gdy kolejny raz zdejmowano ją z afisza.
Czuję jej tryumf, gdy jest oklaskiwana, gdy widzi w Paryżu swoje zdjęcie – jedno, drugie, dziesiąte – na słupie ogłoszeniowym. Gdy podnosi się, raz za razem, cios za ciosem, upokorzenie za upokorzeniem, kraj za krajem. Fotki z pieskiem, profesjonalne sesje, piękne oczy, dekolty, suknie, pantofelki.
Oskarżycieli Wiery te oczy i suknie i zdjęcia na afiszach musiały doprowadzać do pasji. Zdrajczyni, myśleli. Słali za nią donosy z kraju do kraju.
O Agacie:
Ależ ona jest precyzyjna. Mogłaby naprawiać zegarki. Ile czasu potrzebowała, żeby składać mikro-elementy niemożliwej do złożenia układanki? Przecież, o ile widzę, jest szybka, niecierpliwa – jak ona napisała tę książkę? Jak przebrnęła przez te dziesiątki instytucji, kwitów, papierów, archiwów w kilku krajach, w których szukała tropów jak wytrawny detektyw?
O Wierze:
Ma piękny, miękki, kształtny dekolt. Cała jest harmonijna i kobieca – nawet na ostatnich zdjęciach, jako stara, szalona kobieta. Wzrusza mnie scena, gdy Agata trzyma Wierę za rękę. Łatwo wyobrażam sobie dłoń obleczoną w pergaminową skórę pełną brązowych plam i drugą, szczupłą i zadbaną dłoń Agaty, w której ta ją trzyma. Dwie piękne kobiety w domu opieki. Jedna umiera. Druga, świeżo po stracie najbliższej osoby, patrzy.
O Agacie:
Wiera nie wierzyła nikomu. Ironia jej imienia. Komu Agata wierzyła, czytając sprzeczne zeznania? Dziesiątki relacji o tym, co wydarzyło się w getcie. Wiera zdradziła. Wiera nie zdradziła. Widywano ją w towarzystwie gestapowców. Jej zachowanie było bez zarzutu. „Mówiono” to czy tamto. Spisując autorytety, które podważają swoje własne relacje i oskarżenia z przeszłości (nawet Marka Edelmana, który sam po czasie bagatelizuje własne oskarżycielskie słowa) – czy Agata filtrowała je przez własne intuicje? Sortowała po wiarygodności? Po różnorodności? Po ciężarze gatunkowym zarzutów? Kiedy doszła do wniosku, że nie zdoła dociec prawdy?
Jakie to straszne, obserwować kogoś ginącego pod lawiną łatwo rzuconych słów, plotek i pomówień. Nawał oskarżeń opartych o nic, o brak danych. Straszne, bo przecież w każdym czasie perspektywa lawiny pomówień jest taka aktualna. Zawsze. Dla każdego. To takie łatwe.
O Wierze:
Gdy poszła ostatni raz do swojego mieszkania przez gettem, zapomniała skarbu. Zapomniała złota powierzonego przez matkę i siostry. Jak mogła zapomnieć? Czy myślała o złotych obrączkach niewyjętych na czas z kryjówki w karniszu, gdy po wyjściu z getta nie miała pieniędzy, żeby wykupić matkę i siostry? Czy obrączki by wystarczyły? Czy rozmyślała, kogo najpierw uratować? Nikogo nie uratowała.
Kto i kiedy znalazł obrączki? Niemcy w czasie okupacji? Czy wzbudziły drwiny i żarty? Dali je żonom, kochankom, córkom? Spieniężyli, na wystawną kolację?
O Agacie:
Komu wierzyła? Kiedy wyrobiła sobie zdanie? Czy wyrobiła? W jakimś momencie polubiła jednak Wierę, skoro ja tak czuję po przeczytaniu książki. Jest dla niej czuła i delikatna, często bez wzajemności. A może się mylę? Może wcale nie polubiła na wpół oszalałej kobiety w zagraconym mieszkaniu? Może po wyjściu z mieszkania Wiery szła na lampkę wina, żeby odreagować, przewietrzyć głowę? Długi spacer? Kąpiel? Jak strącała z siebie złość, fochy i pretensje Wiery? Czy długo czuła po spotkaniach odór niedomytego ciała, zagraconego mieszkania? Rozmawiała z kimś, żeby wrócić do racjonalnego świata po rozmowie z wariatką? Ile razy była w tym mieszkaniu?
O Wierze:
Ona jest nie do pojęcia. Jak to jest, gdy naprawdę nigdzie nie przynależysz? Gdy wszędzie dają ci odczuć, że cię nie chcą, że jesteś „non grata”? Jak grubą trzeba mieć skórę, żeby tak żyć?
Nie zapamiętałam z książki, kiedy Wiera przestała śpiewać. Ciekawa jestem, kiedy.
***
Chce się, żeby to się okazało. Chce się, czytając, żeby wyszło wreszcie na jaw: współpracowała, nie współpracowała. Winna, nie winna. Im bliżej końca książki, tym bardziej się tego chce.
Nic z tego. Nie wiadomo. Nie będzie wiadomo. Nie ma tych, którzy wiedzieli.
Wiadomo, że była kobieta, która nie zginała karku. Przeżyła życie otoczona nienawiścią i drogo za to zapłaciła. A jednak doznała, czego szukała: blasku, uznania, sukcesu.
Babice, gdzie ukrywała się Wiera po wyjściu z getta, mijam kilka razy w miesiącu. Mijam dom, w którym chowała się za firanką na piętrze – dziś w tym budynku jest kwiaciarnia. W miejscu kwiaciarni mieszkała w czasie wojny rodzina, których potomków niemal na pewno dziś mam za sąsiadów. Nasze dzieci chodziły razem do szkoły. Pracuję pięć minut piechotą od Wiery warszawskiego mieszkania sprzed wojny.
Myślę o rodzinie Szpilmana, dla której książka o Wierze Gran okazała się policzkiem – dlatego wytoczyła autorce i Wydawnictwu Literackiemu proces (nowe wydania książki muszą być okrojone o kilka stron, które przedstawiają Szpilmana w złym świetle, Agata musiała przeprosić bliskich pianisty). Jest w książce scena, w której Szpilman zajada się deserem w obecności głodującego brata. Nawet go nie odpędza – ignoruje jego obecność i jego głód. Czy syn pianisty poznał kiedyś swojego wuja, Henryka? Nie wiem.
Z jakiejś perspektywy nie dziwię się, że żona i syn Szpilmana wytoczyli ten proces. Bronią się. Gdy kąpią się w świetle legendy, nie chcą łyżki dziegciu. Wiera na ich miejscu pewnie zrobiłaby tak samo. Ona wie, jak to jest. Całe życie poświęcała zmazaniu hańby, której nikt jej nie udowodnił.
Szpilman nie doczekał książki Agaty o Wierze, ani filmu o sobie, który zdobył trzy Oskary, ani przeprosin Agaty za słowa, które mówią o nim źle. Mimo to jest tak, jakby pojedynek na prawdy tych dwojga: pianisty i śpiewaczki, rękoma innych, głosami innych, dalej się toczył.