Zapewnić polityczną wygraną, zyskać wyborcze głosy. Tak bym raczej nazwała propozycję polskiej strategii migracyjnej, którą ostatnio ogłosił polski rząd. W mojej ocenie nie jest ona niestety ani tak kompleksowa, ani tak odpowiedzialna, jak ją reklamują rządzący. Nie tyle odpowiada na realne wyzwania, co społeczne lęki.
Dokument reklamowany jest jako kompleksowy, ponieważ wskazuje osiem obszarów do działania. Są to: wymiar instytucjonalny, dostęp do terytorium państwa (migracje), dostęp do ochrony (uchodźstwo), rynek pracy, migracje edukacyjne, integracja, obywatelstwo i relacje macierzy z Polonią.
To wszystko ważne obszary do pracy. Wiele opisanych w dokumencie luk i problemów faktycznie wymaga rozwiązań i bez wątpienia stanowi ważne wyzwania. Od strategii migracyjnej państwa oczekiwałabym jednak więcej niż podzielonej tematycznie listy nieprawidłowości.
W dokumencie brak opartej na naszej obecnej wiedzy wizji – jakim Polska ma być krajem biorąc pod uwagę, że zróżnicowanie migracyjne kraju jest faktem dokonanym i – co rządzący z pewnością wiedzą – będzie narastać?
Brak też wyczekiwanej propozycji, w jaki sposób wprowadzić konieczne zmiany w dialogu z innymi podmiotami niż system państwowy, oraz jak je wprowadzić przy niechęci części społeczeństwa.
Sporo jest zatem iluzji. Na przykład rząd deklaruje, że zadba, aby „dokonujące się procesy migracyjne (…) pozostawały pod kontrolą zarówno w zakresie celu przyjazdu, skali napływu, jak i państw pochodzenia cudzoziemców”. Państwo przecenia swoje możliwości. Czy zadbało ostatnio, czy miało znaczący wpływ na to, że Polska przyjęła niemal cztery miliony osób z Ukrainy? Oczywiście, otworzyliśmy granice. Oczywiście, powstała specustawa. Jednak zjawisko migracji to ma do siebie, że jest skomplikowane, nie na wszystko mamy wpływ. Nie będziemy mieć. Po co kreować w społeczeństwie przekonania, których rząd nie będzie w stanie spełnić?
Wyczekiwany dokument okazał się narzędziem politycznym do prowadzenia polityki. Stara się uspokajać niepokoje w społeczeństwie, w którym rządy od dziewięciu lat mówią o migracji niemal wyłącznie w duchu zagrożenia i podsycają antymigranckie nastroje, wykorzystując następnie nasze lęki w kampaniach wyborczych. Dokument bynajmniej nie wprowadza rzeczowej narracji o migrantach – jako ludziach, którzy zmieniają kraj pobytu i znajdują/mogą znaleźć w Polsce dobre miejsce do życia – z pożytkiem dla lokalnych mieszkańców. Strategia głęboko tkwi w narracji strachu – skupia się na obietnicach kontroli i regulacji, podsyca wizerunek migrantów i migrantek jako tych, którzy nadużywają systemu, a zadanie państwa widzi we wzmacnianiu kontroli nad procedurami. Poszukując bezpieczeństwa, daleko nie zajdziemy z takim rozumowaniem.
Rządzący podkreślają, że dokument jest wyczekiwany, ważny i potrzebny. To prawda. Polityka migracyjna państwa wpłynie na kształt naszego państwa w najbliższych latach, w wielu obszarach. Dotknie obszarów zdrowia, rynku pracy, edukacji, pomocy społecznej, ale przede wszystkim – wpłynie na nasze relacje społeczne, na jakość życia: zarówno migrantów i migrantek, jak całych społeczności.
Z tego powodu oczekiwałam, że podstawowym partnerem dla państwa w myśleniu strategicznym będzie społeczeństwo obywatelskie, że strategia powstanie w ścisłej współpracy z samorządami, z akademią.
Niestety, rząd nam właśnie mówi: „Państwo to ja”.
Zacznijmy od diagnozy
W wielu sprawach zgadzam się z autorami dokumentu – wiele obszarów funkcjonowania państwa w sprawach migracyjnych nie działa dobrze. Diagnoza patologii i niedoskonałości systemu przedstawiona w dokumencie jest szeroka i w bardzo wielu aspektach trafna.
Istotnie, państwo za mało inwestuje w instytucje rządowe odpowiedzialne za zarządzanie migracjami. Potrzebne jest dofinansowanie wyspecjalizowanych instytucji i umożliwienie im profesjonalizacji zespołów. Rotacja kadr i nędzne płace bezpośrednio wpływają na fakt, że obecnie ponad 60 procent spraw dotyczących legalizacji pobytu jest podejmowanych z naruszeniem prawa (za późno – ludzie czekają na decyzje nawet ponad rok, co w niedawnym raporcie wskazał NIK).
Faktycznie – od wielu lat nie ma wystarczającej synergii między Ministrami i reprezentowanymi przez nich sektorami. Szczególnie jest to dotkliwe na linii Ministerstwo Spraw Wewnętrznych – Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej, ale nie tylko. Działania w różnych sektorach nie są spójne – bywa, że motywacje i działania różnych sektorów są wprost sprzeczne. W pełni się zgadzam, że potrzebna jest większa synergia.
Pozbawiony skutecznej kontroli system agencji pracy, nierzetelnych uczelni albo wadliwy mechanizm kontroli nad wydawaniem wiz – wszystko to bezsprzeczne fakty. Łatanie systemowych dziur to jednak jedno, a wizja potrzebnej polityki migracyjnej to drugie. Bowiem – strategiczny dokument na lata 2025-2030 nie mówi nam nic o tym, co nas czeka.
Strategia sugeruje, że możemy po prostu migrantów nie chcieć, a wtedy ich nie będzie. Obiecuje wpływ na procesy, które są większe, niż nasza wola. Utwierdza Polki i Polaków w przekonaniu, że tubylcza ludność jest w jakiś sposób „lepsza”, a nasza najlepsza odpowiedź na obecność innych to kontrola. Takie słowa nie są oczywiście w dokumencie zapisane – ale taki wieje od niego duch. Głęboko mi nie odpowiada takie podejście.
Patrzmy w przyszłość
Tworząc strategię działania w dowolnej dziedzinie, nie wystarczy skupić się na tym, gdzie obecnie system jest wadliwy – trzeba jeszcze wyjrzeć wprzód: jakie procesy obserwujemy, jak zmienia się kontekst, jakie widzimy trendy.
Niestety, głębszej refleksji o przyszłości w dokumencie brak. Nie ma mowy o zmianach klimatu, które w niedalekiej przyszłości będą generować miliony nowych osób migrujących – jakaś część z nich dotrze albo będzie chciała dotrzeć do Polski. Nie ma mowy o zmianach społecznych – innego rodzaju potrzebach i sposobie myślenia młodych ludzi, starzeniu się społeczeństw europejskich. Nie ma mowy o sztucznej inteligencji – w innym kontekście, niż narzędzie do usprawnienia rynku pracy, zmiany w samej naturze rynku pracy też są dość skąpe – wspomniane w kontekście potrzeby wykorzystania technologii przy szukania rozwiązań dla trendów demograficznych – polska populacja się przecież kurczy.
Niewiele mowy o przyszłości Ukrainy – choćby o tym, że gdy tylko skończy się wojna, w Ukrainie otworzy się ogromny, opłacany przez zachodnich deweloperów, rynek pracy w odbudowie kraju – zapewne kilkaset tysięcy ludzi w Polsce będzie rozważać, czy nie poszukać sobie na nim miejsca – swoją drogą będzie to też rynek dla polskich specjalistów. Nasza strategia zakłada, że dla Ukraińców pozostaniemy dyżurnym eldorado – choć nie wygląda, aby tak miało być. Społeczność ukraińska w Polsce znacząco skurczyła się w ostatnim roku (z półtora miliona do około 950 tysięcy).
Nie wiadomo, co przyniosą najbliższe miesiące, ale Polska nie jest dla osób z Ukrainy tak dobrym miejscem, jak się wielu Polkom i Polakom wydaje. Ludzie skarżą się na „szklany sufit”, wykwalifikowane osoby wyjeżdżają, bo nie widzą tutaj możliwości rozwoju, wykorzystania swojego potencjału. Usiłując część tych osób utrzymać na rynku pracy, Polska będzie musiała się postarać. Na razie nic tego starania nie zapowiada.
Autorzy strategii lekceważąco wypowiadają się o polityce europejskiej – ale jesteśmy jej częścią. Skoro Polska nie akceptuje Paktu Migracyjnego, dobrze by było pomyśleć o Europie jednak trochę szerzej. Migracje budzą w Europie dwuznaczne emocje: publiczną i polityczną niechęć, ale też ogromne zapotrzebowanie rynku pracy (czyli podobnie jak w Polsce). Po wielkiej akcji humanitarnej, której Polska była areną na przestrzeni ostatnich trzech lat, oczekiwałam, ze staniemy się pionierem europejskiej rozmowy o integracji i dobrego budowania różnorodnych społeczności. Tak się nie dzieje. Mam w związku z tym poczucie straty i zaprzepaszczonej szansy.
Strony medalu
Czytając dokument, mam wrażenie, że z autorami oglądam rzeczywistość z radykalnie innej perspektywy. Rządzący widzą, że napływ migrantów budzi społeczny niepokój. Deklarują, że powstrzymają zmiany, uporządkują obecny chaos i przywrócą ludziom pożądany spokój (pierwsze zdanie strategii: „Procesy migracyjne nie mogą zwiększać poziomu niepewności w codziennym życiu mieszkańców Polski” – jakby rządzący nie mieli świadomości, że sami na tę niepewność mają największy wpływ).
Z mojej perspektywy, Polska przechodzi ogromne społeczne przemiany, które jeszcze się nasilą – przy obecnej narracji politycznej będą bez wątpienia budzić niepokój mieszkańców Polski. W tym właśnie sedno – czekają nas dalsze społeczne zmiany, na które społeczeństwo trzeba przygotować. Ogólnodostępna wiedza o procesach globalnych, zmianach klimatycznych, ale również o ruchach ludności, które są efektem wojen i konfliktów, jasno wskazuje, że migracji będzie na świecie więcej. One wpłyną na Polskę. Polska będzie krajem coraz bardziej zróżnicowanym, zresztą już jest.
Zadaniem polityki państwa, w mojej ocenie, nie powinno być odpowiadanie na społeczne lęki. Wyzwaniem jest sprawić, że w nowych realiach różnorodności będziemy faktycznie bezpiecznym dla siebie społeczeństwem – nie na poziomie społecznych lęków, ale faktów. Rząd maluje wizję bezpieczeństwa PRZED migracją w sytuacji, gdy większość Polaków spotyka migrantów i migrantki na każdym kroku. To co nam potrzebne to bezpieczeństwo Z migracją, która jest i będzie powszechnym doświadczeniem w tym kraju. Potrzebne nam więc bezpieczeństwo dla nas, którzy już teraz jesteśmy bardzo zróżnicowani. Zarządzenie naszą różnorodnością. Zbudowanie wzajemnego społecznego zaufania, wsparcie budowania lokalnych społeczności – z różnych ludzi. Także uznanie prostego faktu, że bezpieczeństwo Polaków i Polek to bezpieczeństwo dla osób z doświadczeniem migracji, których mamy za sąsiadów.
O ile zatem strategia świetnie odpowiada na potrzeby słuchaczy: roztacza obietnice kontroli, szczegółowych regulacji i pewnie przysporzy premierowi głosów na prawicy, nie odpowiada na istotę rzeczy: migracji w Polsce będzie więcej, jest ona potrzebna polskiej gospodarce, a my, społeczeństwo, potrzebujemy zmierzyć się z tym faktem, nauczyć się w niej funkcjonować, ułożyć na nowo społeczne relacje i przestać się bać.
Diabeł multi-kulti
Podtrzymując wizerunek migracji jako niekorzystnego, demonicznego zjawiska, które godzi w nasz znany, sielankowy świat, rząd w istocie robi nam krzywdę.
Nie tylko podtrzymuje dualizm: Polska, polscy pracownicy, polscy pracodawcy, polskie szkoły kontra migranci, często z przymiotnikiem „nielegalni” albo „niepożądani”. Wspiera dodatkowo szkodliwe myślenie, jakoby we wzajemnych kontaktach Polacy i Polki kładli na wspólnym stole samo dobro, a migranci i migrantki – zło. To nie jest prawda. To nie jest w porządku.
Oczywiście, należy przeciwdziałać nieuregulowanej migracji. To działanie nie jest jednak, nie powinno być, centralnym tematem polityki państwa dotyczącym migracji. Obecnie 10 procent mieszkańców Polski to osoby z doświadczeniem migracji. Rośnie też liczba polskich obywateli i obywatelek, którzy mają migranckie korzenie. Znakomita większość tych osób jest w Polsce legalnie. O ich dobrostanie, o włączaniu tych ludzi do wspólnoty, jaką tworzymy, jest w strategii za mało.
Kończę pisać ten tekst w Wiedniu, podczas międzynarodowej konferencji migracyjnej. Ponad połowa zebranych polityków i polityczek, ekspertów i działaczy uważa tutaj, że absolutnie wiodącym problemem w zarządzaniu migracjami obecnie jest ucywilizowane sprowadzanie do Europy ludzi do pracy. Europa ich dramatycznie potrzebuje.
Oczywiście, trzeba walczyć z nielegalną migracją, przemytem ludzi, handlem ludźmi – te zjawiska są szkodliwe i niebezpieczne. Warto jednak pamiętać, że spośród osób przebywających w Polsce w sposób nieuregulowany, spora część ma taki status nie ze swojej winy czy nie na skutek własnej decyzji. Kraje mają moc legalizowania pobytu. Polska ma sprawstwo w sprawie zmiany statusu prawnego osób. Nielegalny pobyt może zmienić się w pobyt legalny. I odwrotnie. W wielu przypadkach sami systemowo generujemy nieregularny pobyt osób, tworząc nie dość dobre prawo.
Dobrym przykładem jest polsko-białoruskie pogranicze. Zgodnie z polskim prawem, każda osoba wnioskująca o ochronę międzynarodową na granicy państwa ma prawo do rzetelnej procedury w tej sprawie – i dokumentów. Fakt nieprowadzenia procedur generuje sytuację, w której osoby nie posiadają zgody na pobyt. Status każdej osoby, co do której polskie państwo zastosuje przewidzianą prawem procedurę, staje się legalny. Państwo ma moc legalizowania. Tylko z niego nie korzysta.
Tak, ale
Autorzy strategii w jednym zdaniu mówią, że integracja to proces dwustronny, ale w wielu akapitach nieharmonijnie rozkładają akcenty, stawiając migrantom oczekiwania, a Polaków zapewniając, że ich życie nie ulegnie zmianie. Deklarują przestrzeganie międzynarodowych zobowiązań, ale zawieszają prawo do azylu (nie wiem, kto rządowi podpowiedział, że to legalne. Nie spotkałam póki co prawnika, który by to potwierdził). Mówią o gwarancjach prawnych i porządku, ale zapowiadają zmienne procedury, dające zmieniające się w czasie preferencje wjazdowe dla różnych grup cudzoziemców (trochę to brzmi jak profilowanie rasowe i zapowiedź dyskryminacji).
Jest mowa w dokumencie o zwalczaniu przestępczości cudzoziemców, nie ma mowy o przestępczości wobec cudzoziemców – gdy tymczasem nadużycia wobec migrantów na rynku pracy, wykorzystanie i dyskryminacja zdarzają się w Polsce powszechnie.
Jest mowa o nauczaniu języka polskiego i zaangażowaniu zasobów biznesu do pokrywania jego kosztów – nie ma mowy o potrzebie wspierania tożsamości narodowej osób z doświadczeniem migracji, która jest gwarancją dobrej integracji. Państwo boi się gett – jednocześnie samo je tworzy, na przykład na sławetnym osiedlu pod Płockiem.
Dokument wskazuje różne sytuacje wymagające czegoś od migrantów. Nic nie mówi o naszych, Polek i Polaków zadaniach w tym kontekście. Wręcz przeciwnie, kilkukrotnie w dokumencie pojawiają się zapewnienia, że życie Polaków i Polek nie ulegnie zmianie, a migracja „nie będzie budzić niepokoju”. Co za wierutna bzdura.
Demografia
Sceptycznie oceniam też bagatelizowanie wątku zmian demograficznych w dokumencie. Autorzy słusznie stwierdzają, że migracja nie powinna stanowić jedynej odpowiedzi na zmiany demograficzne. Budując strategię migracyjną warto jednak przyjrzeć się bliżej tym zmianom i choć zasygnalizować opcje. Ubywa polskich obywateli. Prognozy różnią się nieco, ale mówią o spadku populacji Polski o 6-10 milionów ludzi na przestrzeni 20-30 lat. Nasze społeczeństwo się starzeje – szybko rośnie liczba obywateli powyżej 80 roku życia, najdroższych dla systemu ochrony zdrowia i usług społecznych. Szybko maleje liczba dzieci.
Na pewno plan wprowadzania zmian technologicznych, wykorzystanie sztucznej inteligencji będą ratunkiem dla wielu sektorów gospodarki, zastępując ludzkie ręce do pracy. Ale czy wszędzie? Także – czy wszystkich w Polsce na te zmiany będzie stać? Polska nie jest krajem o wysoko zaawansowanym przemyśle, albo potentatem usług IT, bardzo wiele średnich i małych firm, także średnich i małych gospodarstw rolnych, opiera się na pracy ludzkich rąk. Eksperci wskazują, że nowe rozwiązania techniczne kosztują. Owszem, technologie rozwijają się bardzo dynamicznie – jednak wprowadzanie technologii kosztuje. Czy państwo zamierza wesprzeć w tej sprawie przedsiębiorców? Póki co bez migrantów przetwórnie ryb nie będą przetwarzać ryb. Fabryki okien nie będą robić okien. Nie będą budowane budynki ani zbierane truskawki. Nie będzie taniego transportu w mieście ani jedzenia na wynos dostarczanego nam pod nos. Nie będzie sprzątania ani opieki nad dziećmi. Nad nami nie będzie opieki, nad nami, którzy za chwilę będziemy starszymi ludźmi i będziemy stanowić niemal połowę społeczeństwa. Robot nam poda szklankę herbaty?
Test obywatelski
Sporo miejsca w strategii jest poświecone kwestii „nadawania się” migrantów do życia w naszym społeczeństwie i potrzebie dostosowania się do polskich norm i zwyczajów.
Autorom zapewne przyświecała idea przeciwdziałania sytuacji, w której przybywający ludzie lekceważą wymogi polskiej kultury, szczególnie obawy o różnego rodzaju radykalizmy. A także po prostu chęć zapewnienia polskiego społeczeństwa, że jesteśmy górą i to „oni” muszą dopasować się do nas.
W tekście brak jednak refleksji o tym, że my, Polacy, nie mamy zgody co do kształtu polskiej normy, jeśli chodzi o obyczajowość czy społeczne oczekiwania. Podziały polityczne są tego najlepszym przykładem. Czego zatem oczekiwalibyśmy od przyjezdnych? Kto i jak ma tworzyć kanon?
W sytuacji, gdy (badania pokazują) sami nie znamy więcej niż zwrotki hymnu narodowego, nie znamy historii ani geografii Polski – jak wyobrażamy sobie egzamin, który zakwalifikuje migrantów jako godnych do mieszkania w tym kraju?
Bulwersujące były w tym kontekście wypowiedzi Premiera, który wskazał, że na nasz szacunek zasługują wyłącznie ci migranci, którzy płacą w Polsce podatki. Myślenie w ludziach w taki sposób każe się zastanowić, co my tak naprawdę sądzimy o prawach człowieka, o praworządności? Kobieta na urlopie macierzyńskim nie płaci podatków. Starsi ludzie na emeryturze nie płacą. Dzieci nie płacą. Matki dzieci z niepełnosprawnościami pozostające na zasiłku i te dzieci nie płacą. Serio, cofamy się w myśleniu do czasów „kto nie pracuje, ten nie je”?
Rozmyślam o wizji Polski, którą chciałabym, byśmy się stali.
Otóż, chciałabym Polski, która jest dobrze zarządzanym krajem współpracujących ze sobą ludzi.
Chciałabym, żeby migranci czuli się bezpiecznie w Polsce i mieli szanse rozwoju – oraz aby takie szanse mieli Polacy. Aby system tworzył ludziom te szanse, gwarantował przestrzeganie prawa, także umożliwiał to przestrzeganie.
Chciałabym zaadresować problem polskich lęków i traum i sprawić, że Polacy będą lepiej czuli się będąc sobą i stawali lepszą wersją siebie. Przeczytałam właśnie „Traumaland”, może dlatego tak bym chciała, żeby kompleksy połączone z poczuciem wyższości zamknąć już w przeszłości.
Ze strategii migracyjnej proponowanej przez rząd wyziera straszna wizja, w której migrantów postrzega się jako gorszy rodzaj ludzi, a państwo jako system, który ma temu gorszemu rodzajowi założyć skuteczny kaganiec. W najlepszym razie – umożliwić spolszczenie. To nie jest ani dobra, ani nawet korzystna dla Polaków i Polek wizja.
Chciałabym, żeby różnicowanie społeczne odbywało się w ramach dobrego, przestrzeganego prawa. Żeby budziło uważność i ciekawość, a godność ludzka przybyłych osób nie budziła wątpliwości. Chciałabym, żeby Polki i Polacy zachowywali swoją tożsamość i pielęgnowali tradycje, aby było to źródłem radości i satysfakcji. Chciałabym też doświadczać radości kontaktu z innymi ludźmi o różnych tradycjach i aby osoby mogły kultywować swoje dziedzictwo – pod warunkiem, że nie godzi w prawa innych.
Chciałabym też móc w tej sprawie zabrać głos. Chciałabym, żeby rząd nie tworzył strategicznych dokumentów jednoosobowo – tylko stworzył przestrzeń do dialogu, konfrontowania się z obawami, wspólnego szukania odpowiedzi.