Z politykiem jest trochę jak z rodzicem i nastolatkiem. Nastolatek wie, jaki guzik nacisnąć, żeby doprowadzić rodzica do furii, zna jego czułe punkty. Polityk wie, jaki guzik nacisnąć, żeby rozgrzać społeczne emocje. Tym guzikiem jest migracja, a raczej – straszenie migracją. Działa bez pudła.
Premier Tusk nacisnął guzik w sobotę i zdobył uwagę wszystkich mediów i wielu środowisk prawoczłowieczych. Cytowała go AlJazeera, usłyszał też rodzaj komplementu od Jarosława Kaczyńskiego, parafrazując, że wreszcie zaczął się od PIS uczyć.
Dopóki guzik świetnie działa, mała szansa, żeby politycy przestali go używać. Straszenie migracją jest jak kura znosząca złote jaja – nie sposób z niej zrezygnować. Dopóki więc jako społeczeństwo nie przyjrzymy się zjawisku migracji bez histerii, nie przepracujemy własnych emocji i lęków i nie jesteśmy gotowi rozmawiać o rzeczywistych wyzwaniach – nie doczekamy się racjonalnej rozmowy na ten temat. Przestaniemy być straszeni, gdy przestaniemy się bać.
(trochę jak na załączonym obrazku – mądre zarządzanie migracją to jest bezpieczny most. Budzi lęk – można go też tak rozhuśtać, że przechodzień straci równowagę, co moim zdaniem właśnie Premier robi. Gdy jednak iść spokojnie – jest bezpieczną metodą dojścia na drugi brzeg).
Dobrze by było, żebyśmy zabrali się w tej sprawie do pracy. Gdy tylko guzik straszenia przestanie działać, zyskamy szansę na merytoryczną rozmowę o ważnych sprawach i potężnych zmianach, które nas czekają. Świat się zmienia, Polska się zmienia, potrzebujemy budować zróżnicowane społeczności, które potrafią żyć zgodnie. Potrzebujemy uczyć się doświadczać inności bez strachu i poczucia ataku na naszą tożsamość. Potrzebujemy też uczyć się podtrzymywać naszą tożsamość w inny sposób niż przez opozycję wobec innych.
Różne rzeczy wiemy – przyszłość nie jest do końca enigmą. Wiemy, że migracje będą się nasilały – z powodów klimatycznych chociażby. Widzimy trendy i wiadomo, że Polska będzie przyjmowała nowych mieszkańców z innych regionów świata. ONZ mówi o liczbie półtora miliarda osób, które będą musiały migrować na przestrzeni najbliższych dekad, ponieważ ich regiony nie będą zdatne do życia.
Wiemy też, że nasza własna populacja się zmniejsza i będzie nadal zmniejszała: w ubiegłym roku ubyło 123 tysiące Polek i Polaków, dzietność obecnie wynosi 0,7 – powiedzmy średnio, co druga kobieta ma jedno dziecko. Wiemy, że będą potrzebni ludzie na rynku pracy, jeśli mamy mieć emerytury. Skutek uboczny interesujący – niedługo w Polsce będzie można kupić domy za jedno euro.
Wiemy tez różne rzeczy o własnej psychice, emocjach, zdolności do budowania relacji. Wiemy, że obcość budzi nasz niepokój i potrzebujemy czasu i warunków, żeby się z nią oswoić. Wiemy, że każdy potrzebuje poczucia bezpieczeństwa, a większość ludzi zasadniczo jest do siebie dobrze usposobiona. Po eskalacji wojny w Ukrainie wiemy, że Polacy potrafią być gościnni, życzliwi i potrafią się dzielić tym, co mają. Wiemy, że mamy ogromny kapitał społecznej energii. Wielu Polaków i Polek wie już też, że ogromna większość migrantów i migrantek to ludzie poszukujący spokoju i bezpieczeństwa. Bardzo do nas podobni.
Reasumując: Polska będzie zróżnicowana coraz bardziej. To jest dla wielu osób trudne doświadczenie, które rodzi opór. Zmiany są jednak nieuniknione. Trzeba się z nimi zmierzyć. Bez panicznego lęku – po prostu szukając nowych rozwiązań nowych problemów.
Życie mnie nauczyło, że w polityce jedno się mówi, drugie się robi – więc póki co sceptycznie słucham Premiera i czekam na strategię migracyjną, którą ogłosi rząd. Nie wiadomo, jak się ona ma do wczorajszych deklaracji szefa rządu. Później trzeba będzie poczekać na to, co z tej polityki przekute będzie w rozwiązania – te rozwiązania interesują mnie najbardziej.
Póki co, anonsując politykę migracyjną dla Polski i Europy, Premier podał dwa hasła:
Bezpieczeństwo
Oczywiście. Wszyscy chcemy być bezpieczni. Z bezpieczeństwem jest jednak jak z łańcuchem – jest tak silny, jak jego najsłabsze ogniwo. Będziemy bezpieczni, gdy inni będą bezpieczni, a najbardziej – gdy bezpieczni będą nasłabsi i najbardziej potrzebujący wsparcia. Bezpieczeństwa nie zapewni graniczny mur – nie wiem, jak ufortyfikowany, jak bardzo naszprycowany elektroniką. Bezpieczeństwo to nie granica. To przestrzeń, parasol, który obejmuje wszystkich wokół, wtedy działa.
Nie będziemy bezpieczni, jeśli tuż za tym murem będzie śmierć. Będziemy bezpieczni, gdy wokół nas nie będzie desperacji. Gdy uzgodnimy w Polsce taki model, w którym zarówno Polki i Polacy, jak inne osoby przebywające na naszym terytorium mają dostęp do tego samego pakietu praw. Gdy będziemy dla siebie przewidywalni, a nasze podstawowe potrzeby zabezpieczone. Brak bezpieczeństwa bierze się z nierówności i braku nadziei. Jeśli Pan Premier apelując o bezpieczeństwo ma na myśli, że migranci i migrantki w Polsce będą traktowani z szacunkiem, będą godnie wynagradzani za pracę i będą mogli liczyć na aparat państwa, to ja jestem za.
Na jednym oddechu Pan Premier mówi jednak o tym, że z szacunkiem będzie traktować wyłącznie tych, którzy pracują i płacą podatki – i to już z ideą bezpieczeństwa powyżej nie współgra. Osoby ubiegające się o status uchodźcy nie płacą podatków, ponieważ państwo nie daje im prawa do pracy. Czy to znaczy, że szacunek Premiera ich nie sięga? A co z Ukrainkami, które przyjechały do Polski z dwójką małych dzieci? Nie pracują. Co z babcią z Mariupola? Nie pracuje. Co z weteranem z ukraińskiego frontu, który przyjechał do Polski na amputację nóg? Co ze studentami z Białorusi? Co z polskimi matkami polskich dzieci z niepełnosprawnościami, które nie mogą iść do pracy, bo wtedy stracą zasiłek opiekuńczy, który dla rodziny jest jedynym źródłem utrzymania?
Kontrola i ochrona
“Państwo musi odzyskać 100-proc. kontrolę nad tym, kto do Polski przyjeżdża i wjeżdża”, mówi Premier.
Żeby państwo miało tę kontrolę, dobrze, żeby najpierw zaczęło międzyresortowo rozmawiać. Póki co premier rządu mówi o ograniczaniu i kontroli, pracodawcy mówią o rękach do pracy potrzebnych w liczbie 200 tysięcy osób rocznie, środowiska prawoczłowiecze mówią o tym, że migranci to ludzie i mają godność tak samo jak my, a Ministerstwo Pracy cieszy się, że dzięki pracy migrantów ZUS wreszcie odnotowuje dodatni bilans. Każdy ciągnie w swoją stronę – a expose premiera nie buduje zgody. Skuteczne działania wymagają spójności i współpracy.
Oczywiście, państwo powinno mieć kontrolę nad ruchem osób i mieć wpływ na to, kto przyjeżdża do Polski. Ale od trzech lat nasze państwo samo rejteruje w tej sprawie na polsko-białoruskim pograniczu. Od trzech lat bawimy się w kotka i myszkę, a ludzie tracą życie (i migranci, a niedawno także polski żołnierz). Środowiska pozarządowe i prawoczłowiecze apelują o rzetelne stosowanie procedur na tej granicy właśnie po to, aby zapewnić na niej bezpieczeństwo. Polskie służby NIE weryfikują tożsamości osób, NIE sprawdzają, z kim na pograniczu mamy do czynienia, NIE podejmują wystarczających prób uregulowania tej sytuacji. Na jeden dzień Polska wstrzymała tranzyt towarów z Białorusi – i reżim białoruski zasygnalizował gotowość do rozmów – czemu nie skorzystaliśmy? Czemu blokada nie trwała dwa-trzy-cztery dni? Czemu nie korzystamy z innych możliwości nacisku na Białoruś? Czemu nie angażujemy się w rozmowy pokojowe w Jemenie albo Syrii, skąd pochodzą uchodźcy? Czemu nie jesteśmy aktywni w świecie w działaniach na rzecz pokoju? Dlaczego polski wkład w pomoc rozwojową na świecie jest tak mizerny (choć MSZ zwiększył go w tym roku – widzę i doceniam)?
Sami przyczyniliśmy się do wzmocnienia na tej granicy przemytu i handlu ludźmi – nie podejmując działań wielorakich, w partnerstwach z innymi. Nie ma takiego muru, który zatrzymałby ludzi walczących o swoje życie. Potrzebujemy na tej granicy wzmocnienia praw, nie rezygnacji z praw. I jeszcze jedno – mury oprócz tego, że nieskuteczne, są jeszcze bardzo, bardzo drogie. Będziemy za nie płacić, ze strachu – ale czy nie sensowniej byłoby wydać te pieniądze na inne potrzeby państwa? Ochronę zdrowia obywateli, chociażby?
Najbardziej kontrowersyjnym elementem zapowiedzi strategii migracyjnej Polski jest “czasowe zawieszenie terytorialne prawa do azylu”.
Premier argumentuje, że – szczególnie na polsko-białoruskim pograniczu – instytucja azylu jest nadużywana. To prawda, instytucja azylu bywa nadużywana. Po to jednak prowadzimy procedury azylowe, żeby te nadużycia wyeliminować. Można usprawnić procedury, zadbać o jakość postępowań – minimalizować te nadużycia, a nie wystrzelać cały system w kosmos!
Na przykład: ludzie w sklepach kradną produkty. To nie powód do zamknięcia sklepów. Niektórzy rodzice źle traktują dzieci. To nie powód odbierania dzieci wszystkim rodzicom. Niektórzy popełniają wykroczenia drogowe. To nie powód zakazać ruchu drogowego.
To jasne, należy zwalczać nadużycia w każdym systemie. Ale jednak proporcjonalnymi metodami!
Decyzja zawieszenia prawa do azylu ma kolosalne skutki, które wbrew pozorom nie dotyczą tylko migrantów. Majstrowanie przy pakiecie praw człowieka, który tworzy podwaliny całego europejskiego myślenia o człowieku i społeczeństwie jest niebezpieczne. Jeśli ot tak zawieszamy prawo do azylu – bo w głowie mamy, że nas nie dotyczy – jak przyjmiemy inicjatywę ograniczenia innych praw?
Politycy w ostatnich latach zdołali wzbudzić w społeczeństwie przekonanie, że migranci i uchodźcy to osobny rodzaj ludzi, których traktujemy odrębnie niż „nas”. Przepisy dotyczące „ich” wyobrażamy sobie jako niemające wpływu na nasze własne dobro i pakiet praw.
Tak to jednak nie działa – czy nam się podoba, czy nie, wszyscy jesteśmy ludźmi. Między „nimi” a „nami” różnica jest bardzo niewielka. Ich prawa to nasze prawa. Ich dobrostan, to dobrostan nasz. Uczciwe, godne traktowanie innych ludzi wpływa na naszą jakość życia. Czyjeś wykluczenie niesie w perspektywie możliwość wykluczenia nas samych.
Pierwszą rzeczą, jaką mógłby zrobić premier RP jest podnieść rangę instytucji państwowych działających w obszarze migracji. Obecnie Urząd do Spraw Cudzoziemców jest na ostatnim miejscu rządowej listy płac. Nikt w administracji nie zarabia mniej. Wydziały Spraw Cudzoziemców w urzędach wojewódzkich od lat borykają się z zatrudnieniem – płacą fatalnie, a praca jest wymagająca. Jeśli migracja jest tematem ważnym, dobrze by było zmienić status quo. Przeznaczyć na ten cel realne zasoby. Dać narzędzia instytucjom, żeby były efektywne.
I jeszcze język
Bardzo szkodliwy jest moim zdaniem sam ton wypowiedzi Premiera – który umacnia wizerunek migranta/migrantki jako osoby zasadniczo niechcianej, gorszej. Dorobkiem Europy na świecie jest właśnie idea równości ludzi co do godności i praw. Eksperci wskazują, że w krajach zachodniej Europy nie zawiodły mechanizmy migracji – zawiodło budowanie równej i sprawiedliwej wspólnoty. Nie chodzi bowiem o to, czy ludzi jest za dużo – w Europie ludzi jest ciągle za mało, populacja się kurczy, Europa jest w świecie coraz mniej konkurencyjna. Chodzi o to, że potrzebujemy zbudować nowe wspólnoty ludzi różnych. Potrzebujemy nauczyć się budować nie poczucie bezpieczeństwa – jak mówi premier – ale realne bezpieczeństwo dla ludzi bez względu na ich pochodzenie.
Zapowiedzi premiera to polityczne narzędzie do osiągania politycznych korzyści.
Ja potrzebuję jeszcze odpowiedzialnej polityki państwa, która nie służy wygrywaniu wyborów, tylko rozwiązywaniu realnych problemów. Takiej polityki, która służy ludziom – wszystkim, którzy tu mieszkamy.