![](https://agnieszka-kosowicz.com/wp-content/uploads/2024/11/agn_wysluchania-1.jpg)
Przemawiałam dziś na wysłuchaniu obywatelskim w sprawie Strategii Migracyjnej Polski jako 53. osoba z kolei. Starałam się uzupełnić wątki nieobecne, mówiłam więc o Polkach i Polakach. Jeśli mowa o strategii i przyszłości, warto zobaczyć, co nas czeka. Otóż: zmniejsza się nasza liczebność. Liczba mieszkańców naszego państwa spada. Stajemy się też coraz starszym społeczeństwem, w ciągu 20 lat niemal podwoi się liczba osób starszych, potrzebujących wsparcia. Wreszcie – będziemy społeczeństwem zróżnicowanym. Migranci będą przyjeżdżali do Polski, ponieważ jest tu praca, ponieważ zwyczajnie są potrzebni. Rocznie na rynku pracy brakuje nam 200-400 tysięcy osób, w wielu sektorach, wcale nie tych, których łatwo zastąpią maszyny.
Nasz świat przyszłości to zatem: mniej Polek i Polaków, więcej osób starszych, zróżnicowane społeczeństwo.
Warto wspomnieć, że nie jest tak, że zawsze będziemy upragnionym eldorado. Eksperci i europejscy politycy zauważają, że głównym wyzwaniem w Europie, w kontekście migracji, wcale nie jest budowanie sławetnej „fortecy Europa”. Wręcz przeciwnie. Europa ma problem ze sprowadzaniem ludzi do pracy. Zostaje w tyle w wyścigu o globalne talenty. Konkuruje o nie. Wyludnia się. To nie przypadek, że całe południe kontynentu jest pełne domów za jedno euro. Fortece to mają do siebie, że wiele z nich to muzea.
Strategia powinna odpowiadać na widoczne przyszłe wyzwania – ale nie odpowiada.
Zohydzanie migracji nam, jako społeczeństwu, nie służy. Utrudnia nam, nie ułatwia, zmierzenie się z największym wyzwaniem przyszłości, czyli zbudowaniem zdolności do przyjmowania zmian i budowania różnorodnych wspólnot, zachowaniem ludzkich relacji i wzajemnej przewidywalności.
„Narracja odczłowieczająca to beczka prochu, która napełniana kiedyś wybuchnie. Rząd powinien skupić się na jej oczyszczaniu, nie napełnianiu”, apelował Wojtek Klicki z Fundacji Panoptikon.
Dolewanie do beczki jest bajecznie proste. Wielu ludzi się boi. Boją się zmian, boją się obcych, boją się, co będzie i boją się ogólnie niepewnych czasów. To całkowicie zrozumiałe – ludzie się boją tego, co nieznane i zasadniczo nie lubią zmian.
Z drugiej strony, wielu ludzi ma otwarte serce, odwagę i gotowość stawiania czoła wyzwaniom. Wiele Polek i Polaków to świetni, życzliwi, dowcipni, bystrzy, mądrzy, pracowici ludzie. Nasze społeczeństwo ma moc – co pokazaliśmy przyjmując dosłownie pod swój dach parę milionów ludzi z Ukrainy.
Przytoczyłam na wysłuchaniu indiańską legendę o tym, że każdy ma w sobie dwa wilki: dobrego i złego. Który wygrywa? Ten, którego karmisz.
Możemy być społeczeństwem ludzi przestraszonych. Możemy stawiać mury i podsycać niepokoje. Możemy okopywać się i odgradzać. Pielęgnować nasze poczucie wyjątkowości i krzywdy, niechęci do innych ludzi. Rząd – widzieliśmy to dobitnie na przestrzeni wielu ostatnich lat – jest w stanie wzmagać strach i kształtować niekorzystne społeczne emocje. Tylko po co?
Wzruszył mnie Krystian Połomski, przedstawiciel Fundacji Wspomagania Wsi mówiąc, że polskie społeczeństwo jest gotowe na więcej, niż proponowana przez rząd strategia. „Ludzie są lepsi, niż nam się wydaje”, powiedział.
Wszyscy ludzie są lepsi, niż nam się wydaje. Złości mnie powtarzający się podział „my” i „oni”. Sprawdziłam dane GUS. Około 5 procent dzieci rodzących się w Polsce ma migranckie korzenie. W ciągu dziesięciu lat, około 50 tysięcy ludzi weszło w związek małżeński z osobą pochodzącą z innego kraju. Około 50 tysięcy uzyskało polskie obywatelstwo. Były to osoby z Bangladeszu i Nepalu, Tajlandii, USA, Nigerii, Australii, oraz w największej liczbie – Białorusi, Ukrainy i Rosji, w sumie z ponad 80 krajów świata.
Nie dzielmy więc tak ochoczo. Kiedy mówimy o nas – my już jesteśmy zróżnicowani. To my, Polacy, mamy migranckich współmałżonków, dzieci o innym kolorze skóry, mamy migrantki synowe i zięciów migrantów. Tylko pomyślcie, jeden międzykulturowy ślub to wiele osób wokół: teściowie i dziadkowie, kuzyni i krewni, sąsiedzi i przyjaciele. 50 tysięcy ślubów to nawet pół miliona Polek i Polaków, dla których migracja to jest sprawa rodzinna.
Są jeszcze bliscy, którzy wyjechali! 21 milionów Polaków i Polek jest migrantami i żyje gdzieś w świecie. Tam budują relacje i rodziny – wiążą nas i oni ze światem, który nie jest przecież obrzydliwy!
Wysłuchanie obywatelskie jest co nieco jednostronne – w gronie organizacji społecznych – nawet tych z prawej strony sceny politycznej – jesteśmy dość spójni w krytyce strategii migracyjnej, zwracając uwagę na podobne elementy.
Na sali nie ma głosu tych, którzy migracji naprawdę nie chcą, którzy migrantom źle życzą czy nimi gardzą. Nie ma tych, którzy wprost powiedzą o swoim oczekiwaniu supremacji i krzyczą „Polska dla Polaków”. Nie ma ich na sali, ale poza salą – są.
Dają wyraz swoim przekonaniom i kształtują rzeczywistość. Niechętni migracji stosują przemoc. Z ich powodu ktoś ląduje pobity w szpitalu. Młoda dziewczyna pada ofiarą gwałtu. Starsza kobieta z objawami zawału serca odwieziona jest przez pracodawcę na przystanek, bo nieubezpieczona. Ktoś przychodzi do pracy opluty, ktoś inny roztrzęsiony – bo wysłuchał w tramwaju soczystej wiązanki za obcy akcent. Jeszcze ktoś miesiącami nie dostaje uczciwej pensji. Dziecko wraca do domu zapłakane, bo przemoc jest obecna nawet w przedszkolach.
Niechęć miewa czasem wymiar systemowy. Ktoś z powodu przekonań urzędniczki nie załatwi sprawy, nie zapisze dziecka do szkoły albo nie dostanie się do lekarza. Rasizm i ksenofobia w naszym państwie nie omijają niestety urzędów i publicznych instytucji. Tak, jak bywamy dla migrantów krajem otwartym i życzliwym, tak bywamy małostkowym, złośliwym i podłym.
Dwa wilki. Którego rząd zdecyduje się karmić?
W Irlandii muzeum emigracji nosi nazwę EPIC. To skrót „Every Person Is Connected”. Wszyscy jesteśmy ze sobą powiązani.
Polityka migracyjna państwa jest o nas. O ludziach wokół nas. O naszym życiu.
Elmi Abdi, polski obywatel, który przyjechał tu 27 lat temu z Somalii, mówi: „To brzmi trochę dziwnie, ale kocham Polskę. Chciałbym, żeby to była miłość odwzajemniona.”
Doświadczenie tego spotkania jest budujące dla mnie – cały dzień słucham ludzi, z którymi podzielam przekonania. To jest wzmacniające. Dzięsiątki ludzi, którzy podobnie jak ja apelują o dialog, wymianę wiedzy, korzystanie z doświadczeń innych.
W głowie mam obraz wulkanu tuż po wybuchu. Gorąca, czerwona lawa, dynamiczna, szybka, tworząca gorące jęzory płynna skała, która za chwilę, już właściwie, stygnie w swój znany twardy kamienny kształt.
Wojna w Ukrainie wywołała w Polsce wielkie zmiany i procesy. Otworzyła nowe przestrzenie do rozmowy społeczeństwa obywatelskiego z rządem, z samorządem, z biznesem. Dała ludziom sprawstwo i odwagę, dużo nowych umiejętności. Była swoistą eksplozją energii.
Chciałabym się mylić, ale dziś czuję, że rzutkość i elastyczność dialogów międzysektorowych stygnie i sztywnieje. Przyjmuje poprzednie kształty. Nieruchomieje. Mam poczucie niepokoju, straty, niezgody. W ostatnich latach zmieniłam swoje oczekiwania. Spodobała mi się wulkaniczna energia i rzutkość. W sztywniejącym, szarzejącym krajobrazie czuję niewygodę. Nie ma dla mnie powrotu do tego, co było.
Bardzo dziękuję Adriannie Porowskiej, Ministrze ds. Społeczeństwa Obywatelskiego, Kubie Wygnańskiemu i Fundacji Stocznia, którzy zorganizowali to wysłuchanie obywatelskie. Dziękuję też wszystkim, którzy wzięli w nim udział: Magdzie Nazimek, Ani Dąbrowskiej, Magdzie Lesińskiej, Karolinie Kotowskiej, Karolinie Czerwińskiej, Krystianowi Połomskiemu, Kubie Kiersnowskiemu, Elmiemu Abdiemu, Fidele Toko Lomase, Michałowi Boniemu, Monice Habior, Jance Ochojskiej i Hannie Machińskiej, Beacie Siemaszko, Mirce Keryk, Asi Subko, Marcie Jaroszewicz i wszystkim innym. To było wyjątkowe spotkanie. Dziękuję.