O tym, jak dostałam po łapach

Zdenerwowałam wicepremiera Piotra Glińskiego.

Zdenerwowałam na tyle, że zadzwonił do mnie ważny Dyrektor, żeby mi powiedzieć, że to nieprawda, że rząd nic nie robi w sprawie uchodźców z Ukrainy. I żebym się dowiedziała lepiej, jak jest, zanim zacznę rozsiewać fake newsy.

W następstwie tej konwersacji spotkałam się z Panem Wojciechem Kaczmarczykiem, dyrektorem Narodowego Instytutu Wolności, który odpowiada za kontakty rządu z NGO i w ostatnich miesiącach rozdysponował organizacjom 20 mln złotych, a także z Panem wicepremierem Glińskim – na drugim od początku wojny spotkaniu z organizacjami pozarządowymi. Od tego czasu nawet było już spotkanie trzecie, na które niestety przedstawicielki mojej Fundacji nie wpuszczono, ale może to przypadek. W piątek będzie kolejna szansa.

Zostałam też w ostatnich dniach zaproszona na spotkanie organizacji pozarządowych do Wojewody Mazowieckiego, na którym moja Fundacja Polskie Forum Migracyjne dostała dyplom uznania – byłam na spotkaniu jedyną przedstawicielką organizacji, która od dawna specjalizuje się w pracy z migrantami na Mazowszu.

Tak więc, zganiona najpierw, a potem nagrodzona, porządkuję wiedzę na użytek tych, na których nie padło oko Saurona.

Dementuję zatem najpierw z pokorą: nie jest prawdą, jakoby rząd RP nic nie robił w sprawie uchodźców z Ukrainy.

Byłam w błędzie. Rząd robi różne rzeczy w sprawie uchodźców. Niektóre nawet mądre.

Na przykład: niezwykła, niespotykana i hojna była decyzja rządu o automatycznej legalizacji pobytu obywateli Ukrainy, którzy uciekają od wojny. Przechodzimy do porządku dziennego nad tą decyzją, ale to jest duża sprawa: automatyczny legalny pobyt dla setek tysięcy ludzi. Zapewnienie tym ludziom dostępu do pomocy medycznej, edukacji, świadczeń socjalnych i otwarty rynek pracy. Trzeba uczciwie powiedzieć, że to jest standard, którego nikomu nigdy w takiej skali nie zaoferowało żadne europejskie państwo – nawet Niemcy w 2015 roku ludziom, którzy przybyli do Europy przez Morze Śródziemne. Na greckich wyspach do tej pory, już siedem lat, mieszkają osoby bez statusu prawnego, bez możliwości pracy i praw i perspektyw. Więc tak – polski rząd zrobił coś bardzo wartościowego i ważnego.

Jestem też świeżo po spotkaniu z przedstawicielką Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. Jest bez wątpienia osiągnięciem, że państwowe struktury wsparcia rynku pracy oferują usługi w języku ukraińskim. Stworzono różne systemy i usługi dla Ukrainek, które pomagają w szukaniu pracy albo umożliwiają rejestrację jako osoba bezrobotna. To jest wartościowe. Ważne jest dla mnie wiedzieć, że rząd wie, że średnio 3-4 tysiące osób dziennie podejmuje pracę w Polsce na mocy specustawy. MPiPS ma wiedzę, ile osób z Ukrainy dziennie ubywa z rejestru osób bezrobotnych (200), ile uzyskało zasiłki 300 zł (w ubiegłym tygodniu było to łącznie ponad 2000 osób), a 5500 osób korzysta z systemu pomocy psychologicznej wspieranego przez MPiPS. Muszę przyznać, spotkanie z przedstawicielką MPiPS przyniosło mi ulgę – wcześniej sądziłam bowiem, że rząd nie wie nic. Nic nie koordynuje, nie zbiera ani nie analizuje danych. Cieszę się, że byłam w błędzie.

I w tym miejscu moje przeprosiny i komplementy mają swój kres.

Choć już wiem, że rząd podejmuje różne działania – więcej nawet – wielu urzędników jest po uszy zapracowanych, jak my wszyscy zwykli ludzie wspierający uchodźców – to, co się dzieje, bardzo mnie niepokoi. Bo rząd nie robi rzeczy fundamentalnych.

– Koordynacja zabija oddolną inicjatywę – stwierdził wicepremier Gliński w odpowiedzi na mój apel o koordynację działań i potrzebę systemowej odpowiedzi na różne problemy, na spotkaniu 8 kwietnia.

Rozmyślam o tym spotkaniu. Myślę, że ta jedna wypowiedź wiele wyjaśnia. Nie wiem rzecz jasna, co myśli Rząd. Odczytując działania i zaniechania dochodzę jednak do przekonania, że Rząd nie chce koordynacji, bo boi się, że ludzie przestaną pomagać – a to przyniesie klęskę i to dla rządu jest jasne. Nie chce przejęcia odpowiedzialności za sprawy, które dziś spontanicznie rozwiązują zwykli ludzie. Różne działania rządu skłaniają mnie do refleksji, że to, czego rząd najbardziej teraz unika – to właśnie branie odpowiedzialności.

Sytuacja przypomina ten dowcip o chłopcu, którego mama budzi do szkoły, a on mówi, że mu się nie chce. A ona mówi, że „ale synku, ty jesteś dyrektorem”.

Jak inaczej rozumieć sytuację, w której rząd nie podejmuje współpracy z UNHCR – czy całą grupą agend ONZ, które stworzyły kompleksowy plan pomocy o wartości ponad 740 mln dolarów. Tyle szuka u darczyńców. Jedyne, czego brakuje w tej układance to współpraca z rządem. Ale rząd nie jest zainteresowany. Widział ktoś z Was w życiu 740 milionów dolarów?

Rządzie, rządy są od rządzenia. Rządy są od brania odpowiedzialności. Są od tego, żeby tworzyć systemowe rozwiązania i struktury i zapewniać ludziom wsparcie.

Czy ja się mylę?

Rząd złości się na mnie, że zarzucam mu brak dialogu – skoro przecież co nieco dialoguje. Zorganizował wszak spotkanie, na którym byłam, jedno poprzednie i kolejne, jutro będzie następne. Na każdym było co najmniej kilkadziesiąt osób – wiele z nich zaczynało swoje wypowiedzi od peanów na temat świetnej pracy wojewodów. Na spotkaniu, na którym byłam, cztery osoby na niemal sto miały wcześniejsze doświadczenia pracy z migrantami. Wliczając mnie.

– Czasem słabnie motywacja, bo nie ma kto nas docenić. Więc chcemy Was zmotywować. Życzę, żebyście Państwo się motywowali i żeby inni Was doceniali – przemawiał także do mnie dwa tygodnie temu Wojewoda Mazowiecki. – Wzięli Państwo sprawy w swoje ręce i pomagali tym, którzy tego potrzebowali. Podziwiam Państwa. Proszę o więcej.

Prostuję więc: rząd rozmawia. Ale nie z tymi, co trzeba. Rozmawia z tymi, którzy nie wnoszą w rozmowę dyskomfortu. Z tymi, z którymi sam czuje się swobodnie. Tylko nie o to chodzi. W gruncie rzeczy zgadzam się z Wojewodą, że ludzi trzeba doceniać – ale jego pochwały wyzwalały we mnie łzy bezsilności. Ja nie potrzebuję dyplomu. Potrzebuję, żeby Wojewoda był łaskaw poznać podstawowe zasady pomocy humanitarnej – znam ekspertów, którzy mogą o nich uczyć. Żeby miejsca zakwaterowania oferowały więcej niż pięć biurek do nauki dla populacji ponad 3 tysięcy osób. Potrzebuję, żeby ktoś pilnował, że ludzie mają prysznice i lodówki (a nie – żeby te lodówki kupowały brytyjskie wolontariuszki) i odpowiednią liczbę metrów na osobę.

Świeżo skrzyczana przez dyrektora cieszyłam się, że żyjemy w XXI wieku, gdy poszłam na spotkanie do KPRM. Gdyby nie to, pewnie czekałaby mnie chłosta albo zamknięcie w klatce ku uciesze gawiedzi. O tym myślałam siedząc w pierwszym rzędzie posłuchania, którym było spotkanie rząd-organizacje pozarządowe, o tym, że będzie kara. Na razie dostałam wygawor. Jeden od dyrektora, a drugi od wicepremiera, który zapewniał, że go moja krytyka nie wzrusza, ale przestałam wierzyć, gdy mówił o tym kolejny raz.

Za stołem prezydialnym siedziało sześciu mężczyzn. Sala wypełniona krzesłami, umyślna podaje mikrofon tym, którzy zgłaszają się do wypowiedzi – stół prezydialny wyznacza kolejność. Przez trzy godziny – maraton spraw i tematów. Pełnomocnik rządu ds. uchodźców i wicepremier na zmianę rozwiązują te problemy – jedne od ręki, inne odkładają do sprawdzenia, jeszcze inne oddalają z kwitkiem.

Byłam kiedyś w Libanie u Druzów. Przywódca społeczności w miał w domu pokój przyjęć – ludzie raz w tygodniu ustawiali się w kolejce, a przywódca rozwiązywał problemy: od kradzieży kozy po konflikty małżeńskie, handlowe czy sąsiedzkie zatargi.

Tak to mniej więcej wyglądało.

Ręce mi opadły, gdy w trzeciej godzinie spotkania była mowa o drewnie potrzebnym harcerzom na prycze, czy raczej miejscu na przechowywanie tego drewna, ponieważ zbliża się sezon harcerskich wyjazdów, a harcerze zużyli zasoby na pomoc uchodźcom.

Czy na pewno jest sensowne przeznaczanie trzech godzin czasu wicepremiera i pełnomocnika rządu ds. uchodźców na rozmowę o pryczach? Tak, ważne są prycze i harcerze gdzieś muszą spać – ale czy rozmawiać o tym, w obecności stu osób, musi wicepremier?

Włodarze naszego państwa wsłuchiwali się w zgłaszane potrzeby – i wiele spraw faktycznie załatwili od ręki. Ale czy to jest model rządzenia państwem i podejmowania decyzji, jakiego chcemy? Taki… średniowieczny? Czemu służy odsianie z tego spotkania tych organizacji, które w pracy z migrantami mają doświadczenie? Dlaczego nie rozmawiamy o rzeczach zasadniczych?

Nieco później, 26 kwietnia znów uczestniczę w spotkaniu w KPRM – tym razem Rady Dialogu Pożytku Publicznego. Jest obecny przedstawiciel KPRM – ale nie ma uprawnień ani wiedzy do udzielania odpowiedzi na żadne pytania. Cieszę się, że przekaże sprawy kierownictwu, ale jeśli w trzy miesiące po rozpoczęciu wojny:

– organizacje pozarządowe z całej Polski sygnalizują brak koordynacji pomocy żywieniowej – nie ma bazy wiedzy, kto co ma gdzie – więc niektóre magazyny są pełne, a inne nie mają czego rozdawać,

– nie ma takiej koordynacji dla pomocy rzeczowej,

– nie ma koordynacji bazy mieszkaniowej – a gościnność Polaków jest na wyczerpaniu, masa ludzi dzwoni do wójtów i burmistrzów błagając, aby zabrali im uchodźców z domu,

– organizacje pozarządowe nie znają planów rządu na przyszłość (ja akurat od NIW wiem, że po rozdaniu 20 milionów złotych różnym organizacjom pozarządowym, z których bardzo nieliczne miały wcześniej doświadczenie w pracy z migrantami, natomiast liczne były harcerzami, rząd nie planuje żadnego znaczącego finansowego wsparcia NGO),

– organizacje nie wiedzą nawet, gdzie Wojewodowie ulokowali ludzi, jakie potrzeby są zabezpieczone, a jakie nie,

to coś jest nie tak.

Nie ma systemu pomocy osobom chorym, albo niepełnosprawnym. Prywatne osoby mają w domach osoby chore psychicznie. Może się komuś wydać śmieszne spotkać osobę, która myśli, że jest bratankiem Trumpa, ale życie pod jednym dachem z obcą osobą chorą na schizofrenię to nie jest żart. W ogóle nie jest śmieszne nie mieć gdzie szukać profesjonalnej pomocy. Małe organizacje mam dzieci z niepełnosprawnościami załatwiają uchodźcom wózki i sprzęt do rehabilitacji – dziesiątki i setki tych wózków, ale to nie jest system! Wiecie, że są w Polsce ludzie wniesieni do Polski na rękach, którzy ostatnie trzy miesiące spędzili w łóżku? Z braku wózka?

W hali Expo w Warszawie są osoby chore onkologicznie – bez dostępu do żadnej wyspecjalizowanej pomocy. Nie ma myślenia o starszych osobach, które nie będą już aktywne na rynku pracy i nie pomoże im 500+. Nie ma systematycznej wymiany wiedzy na linii rząd-podmioty nierządowe, ani wspólnego myślenia. Nikt o nic nie pyta badaczy i naukowców.

Przez trzy miesiące rząd nie stworzył systemu koordynacji odpowiedzi państwa na to, co się dzieje. Podejmuje różne ważne decyzje, tak – ale to nie jest wystarczające. Potrzebne jest wspólne planowanie, wykorzystanie wiedzy, dialog różnych poziomów rządzenia państwem, wykorzystanie całej intelektualnej siły jaką mamy do wyobrażenia sobie dalszych scenariuszy wydarzeń.

Z całym szacunkiem dla harcerzy, z których wielu wykonuje wspaniałą pracę znakomitej jakości – nie z nimi powinien rozmawiać rząd. To tak, jakby wioząc pacjenta z wypadku na operację, w szpitalu wołano pana z kiosku i personel recepcji, lekce sobie ważąc chirurgów i anastezjologów. Polski rząd systematycznie ignoruje ludzi, którzy na migracjach się w Polsce znają. Zjedli na niej zęby. Wiedzą, czego się spodziewać i potrafią myśleć systemowo.

Rząd zachowuje się, jakby za punkt honoru postawił sobie przeprowadzić tę operację samemu. To nie ma prawa dobrze się skończyć. Nie da się rozwiązywać kryzysów migracyjnych spontaniczną dobrą wolą. To absolutnie niezwykłe, co Polacy zrobili w ostatnie trzy miesiące, ale nie miejmy złudzeń – nie da się zarządzić państwem przy pomocy ręcznego sterowania i wolontariuszy. Nie czas nawet na politykę – potrzebne są pieniądze. Już, teraz. Ludzie dziś potrzebują mieć gdzie mieszkać i co jeść. To nie jest system nie wiedzieć, kto jutro dostarczy jedzenie dla tysiąca, dwóch, trzech tysięcy ludzi – a to jest polska norma. Jedzenie i podstawową pomoc ciągle w wielu miejscach dostarczają ludzie dobrej woli.

Gdziekolwiek idę, słyszę o zamykanych punktach pomocy, mniejszej aktywności wolontariuszy, zamykanych magazynach. Słyszę rozpaczliwe głosy samorządów, którzy potrzebują pomysłu na przekierowanie uchodźców z prywatnych mieszkań swoich mieszkańców do innych rozwiązań, w sposób systemowy. Obserwuję brak koordynacji pomocy międzynarodowej i zagranicznej – już widać, że brak jest zarządzenia tymi zasobami przez państwo i choćby zadbaniem, by wystarczyły na dłużej.

Cieszę się, że rząd ustanowił pełnomocnika ds. uchodźców – ale to jest za mało. Ten pełnomocnik powinien dostać do dyspozycji sprawny zespół i uprawnienia do delegowania odpowiedzialności niżej. I nie chodzi o takie żarty, jak zespół do spraw uchodźców w Ministerstwie Edukacji, w którym to zespole nikt nie zna się na uchodźcach. Chodzi o realny zespół ludzi, który jest zdolny rozwiązywać obecne problemy. Chodzi o to, żeby ten zespół dostał dostęp do kompetencji, ale też wsparcie z góry. Nie może być tak, że ludzie unikają decyzji, bo boją się, że ich Nowogrodzka wywali natychmiast z pracy (jak to było z eks-ministrem, który stwierdził oczywistą oczywistość, że polski rynek pracy potrzebuje migrantów i został zwolniony z dnia na dzień – więc dzisiejsze obawy nie są wyssane z palca).

Potrzebna jest struktura, podział odpowiedzialności i sprawczości, wzajemne zaufanie i pieniądze. Współpraca i plan. System i koordynacja. Transparentność i dobra komunikacja. Wspólne myślenie, jak najlepsze wykorzystanie zasobów, które mamy – one nie są nieskończone. Krótko mówiąc: potrzebne jest państwo i rządzenie dobrej jakości.

Rząd chlubi się, że nie wnioskuje o środki do Unii Europejskiej. Podkreśla, że nie dostał jeszcze z Unii ani centa. Komisarz Ylve Johansson zapewniała kilka dni temu, że pieniądze rząd dostał. W różnych kuluarach toczą się dyskusje, jak wesprzeć Polskę nie wspierając rządu, który ma na pieńku z praworządnością. Czkawką nam się odbija styl rządów naszym państwem z ostatnich lat i wszystkie polsko-polskie konflikty.

W ubiegłym tygodniu uczestniczyłam też w spotkaniu na temat kobiet w jednej z europejskich komisji – i martwi mnie, że uchodźcy z Ukrainy już zaczynają być narzędziem do prowadzenia politycznych rozgrywek. Przyspieszaczem do załatwiania spraw. Bardzo się martwię, że ukraińska granica upodobni się do białoruskiej – w tym sensie, że stanie się wyłącznie ideową deklaracją, narzędziem do prowadzenia polityki albo kartą przetargową, w której pojedyncza osoba się nie liczy. Myślę, że to niebezpieczne.

Bardzo mi zależy na dialogu. Rząd złości się na wszelką krytykę i uważa ją za niepatriotyczną, ba, uważa ją za zdradę. Ale bez rozmowy się nie da. A w tej rozmowie – bez krytyki i bez szczerości.

Potrzebne jest nowe otwarcie. Podjęcie ryzyka o zaufaniu, jeszcze raz, bez oszukiwania. Odkryłam, że taki sam dystans, jaki mam do rządu, rząd ma do mnie. Moja niechęć to ich niechęć. Mój lęk – to ich lęk. To skutek uboczny moich spotkań na rządowym szczeblu – odkryłam, że to zwykli ludzie, ze zwykłymi potrzebami (na przykład, lubią być docenieni). Nawet odkryłam, że premier Gliński i ja świętujemy tego samego dnia, 20 kwietnia, gdy on ma urodziny a ja imieniny. Jedna rzecz nas więc łączy.

To, co teraz potrzebne, to nowa rozmowa. Nowa jakość. Nie wiem, czy jesteśmy zdolni do tego, ale jest okazja. W niedzielę rozpocznie się Okrągły Stół na temat uchodźców organizowany przez samorządowy ruch Tak dla Polski we Wrocławiu. Ma spotkać przy stole przedstawicieli rządu, samorządów, społeczeństwa obywatelskiego. Trzymajcie kciuki za to spotkanie.

fot. Agnieszka Kosowicz

Śledź mój blog

Loading

6 komentarzy

    • Jeśli tak jest – co oczywiście też mam w głowie jako opcję – to rząd doprowadzi do czwartego rozbioru Polski. Już mniej patriotycznie nie może być. Celowy brak uporządkowanych działań w obecnej sytuacji wywoła krach społeczny i ekonomiczny. Mam na myśli – ludzie będą bali się chodzić po ulicach, upadnie system edukacji, pomocy społecznej i biznes. Radykalnie spadnie jakość życia. Będzie przemoc. Nasili się emigracja Polaków. Szara strefa rozrośnie się ponad miarę, będą wycofywać się wielkie firmy, wróci korupcja i wysoka przestępczość – nie Ukraińców, nas wszystkich! Przepustką do normalnej, w miarę, rzeczywistości będą pieniądze – i inne wartości stracą na wadze. Cały czas liczę, że nasza władza jest niedoinformowana, nie do końca kompetentna i nie rozumie, co się dzieje – a nie wprost mała i podła. I wiem, że wielu myśli inaczej.

  1. Cześć Aniu. Wiesz, opiszę to ze swojego poletka. Miałem kiedyś tą wątpliwą okazję próbować pogodzić środowiska prawicowe i lewicowe w ramach jednego projektu. Niestety, problemem okazało się poczucie wyższości oraz nieuchronnej wygranej po stronie lewicy, dehumanizacja mająca wiele wspólnego oraz wynikająca po części z szerzonej paniki medialnej. Na prawdę szło się dogadać. Z tym rządem jest taki że zanim doszedł do władzy, został celowo zakrzyczany. Na nic apele, chociażby, Michała Wosia o próby pojednania wokół lewicowych postulatów, wszak do tych blisko mu ekonomicznie. Los wspomnianego, z resztą, jest dobrą kwintesencją całej tej historii. Niestety, w początkowych okresach, niezależnie od tego na ile było prawdy tu i tam, wielką pracę wykonano aby medialnie oczerniać, czego przykładem najznamienitszym był pochód Mateusza Kijowskiego poprzez środek wiecu nacjonalistów. Niestety, duża część prawicy żali się na to że są zarówno spychani, jak i porównywani do radykałów. Tu przywołajmy Monikę O. zadawającą swego czasu na koniec każdego wywiadu z Kukizem pytanie mu o aborcję, choć przecież nie o tym chciał rozmawiać. To odbiło się czkawką w trakcie pewnego głosowania. Nie żałowałem, widząc kiedyś jak wolne konopie po zmianie liderów z dwóch dresików na Mateusza Kowalskiego szybko zniknęły z anteny. Rozumiesz, to jest całość. Tezą mą niestety jest to że to wielka praca była po stronie mediów oraz części polityków, aby tą prawicę, chociażby lewą czasem, zrównać jak najbardziej do ściany po prawej i odepchnąć od siebie. Często fortelem, często też stygmatyzując i nastawiając ludzi przeciwko. Trochę w zrozumieniu całości pomaga sfrustrowany The Pie (President Trump: How and Why?), krótko po pierwszej wygranej Donalda w USA. Dość dużo pracy przed nami. Demokracja to również współżycie, niekoniecznie walka o przewagę kilku procentów głosującej części. Życzę dużo cierpliwości i życzliwości. Poglądy możemy mieć różne, ale na szczęście być może ta sytuacja, jakby nie była tragiczna, choć trochę zbliży ludzi do siebie. Sama, jak widzisz, również oceniłaś z góry, a przecież to jest to z czym Zamek Wampirów (polecam ogogolać, a może znasz ten artykuł), walczy zawzięcie.

    Liczy się szczerość i dobre serce, marzę o częstszym spotkaniu się ludzi środka, malwersantom i skrajnościom, nastawionym bojowo, zostawmy ich smutny świat.

  2. Agnieszko świetny tekst. Czy zgodzisz się, żebym dała link do niego na moich mediach społecznościowych? Mamy podobne myślenia, chociaż wiem o wiele mniej niż Ty. Wiele też się z niego dowiedziałam. Ale wracając do podobnego myślenia. Rząd powinien mieć strategię krótko i długofalową, a nie ma. Zgadzam się z Twoją oceną, że rząd nie chce przejąć odpowiedzialności i liczą na to, że ludzie się zlitują i będą się sprężać, ale to nie potrwa już długo. Obawiam się, że po tym wspaniałym zaangażowaniu Polaków, co wyrobiło dobre zdanie o nas w Europie, Stanach i całym świecie, że zaczną się problemy – już się zaczęły i z powodu braku wsparcia Ukraińcy doświadczą różnych trudności, które spowodują zniszczenie tego obrazu dobrych Polaków, Z drugiej strony już pojawiają się wpisy na mediach społecznościowych, że Ukraińcy dostają za dużo i kosztem innych Polaków. Niestety, nie mogłam być we Wrocławiu, mam jeszcze przypadłości pocovidowe. Słyszałam od moich ludzi, że były przemowy, nikogo ważnego z rządu nie było, a że czas był ograniczony to na prawdziwy dialog i podejmowanie decyzji już miejsca nie było. Zadzwonię do Ciebie jutro, mam kilka pytań. Pozdrawiam, Janka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *