To był dla mnie tydzień Pierwszych Razów.
Pierwszy oddech pod wodą w morzu. Pierwszy związany z tym strach, pierwszy zachwyt. Pierwsze zachłyśnięcie się wodą pięć metrów pod powierzchnią i pierwszy raz, gdy instruktor uspokoił mnie wzrokiem i własną pewnością, że mogę w tej sytuacji odzyskać kontrolę. Pierwszy krok z łodzi do wody, z butlą na plecach i w płetwach. Pierwszy okropny raz, gdy musiałam pod wodą zdjąć maskę i popłynąć kilka metrów bez niej. Instruktor trzymał mnie wtedy za nadgarstek. Wszystkie moje komórki nerwowe, wszystkie receptory skupiły się na tym nadgarstku – tak czułam. Nadgarstek był wtyczką do kontaktu poczucia bezpieczeństwa. Ulga po ponownym założeniu maski nie do opisania. Pierwsze zanurzenie w toń, gdy nie widać dna. Pierwszy boski wręcz moment, gdy uzyskałam wreszcie neutralną pływalność – zawisłam w wodzie jak ryba, nie unosząc się ani nie opadając.
Nurkowanie, zresztą zapewne w ogóle nauka nowych umiejętności, to doświadczenie indywidualne – pewnie ktoś inny coś innego powie, ale piszę, co sama czuję. A czuję się jak odkrywca nowych światów.
Bałam się, co tu kryć, ale też bardzo chciałam się nauczyć. Chcę oglądać ryby i rafy koralowe, ośmiornice i langusty. Wiem studiując zmiany klimatyczne, że ten świat nie potrwa długo. Mam już w planach kilka miejsc niemal na wszystkich kontynentach, gdzie zamierzam to wszystko zobaczyć. Liczę, że się stanie, szybko. Umiem! Mogę. Już teraz, na pierwszym wyjeździe nurkowym do Chorwacji rzeczywistość przerasta moje oczekiwania, zadziwia i zachwyca. Nie wiedziałam na przykład, że całe ławice ryb pływają pionowo góra-dół. Dotąd ryby oglądałam pływające raczej poziomo.
Trafiłam tu z przemęczenia. Z potrzeby niemówienia, zanurzenia się w ciszy. Odcięcia wszystkich bodźców. To miał być totalny reset. Ratunek dla mózgu, który niemal przestał działać. Nie chcę, nie mogę brać półrocznej przerwy – a nurkowanie jest dla mnie wystarczająco ekstremalne, żeby osiągnąć efekt odnowy w krótkim czasie.
Tak jednak jest, że mózg działa i myśli, czy chcę, czy nie. Odkrywam więc pod wodą, porządkuję, na nowo sobie układam wiedzę o pracy, o relacjach między ludźmi, nawet o integracji migrantów. Bo okazuje się – pod wodą wiele rzeczy kojarzy mi się z uchodźcami. Z integracją uchodźców.
Wchodzenie w nowe, obce i niezrozumiałe środowisko – czy nie tym jest integracja? Ma tyle wspólnego z zanurzaniem się w odmęty, odkrywaniem nieznanego.
Strach
Parę razy myślałam „albo się uda, albo umrę”. Raz, gdy trzeba było zdjąć tę maskę pod wodą. Drugi, gdy pierwszy raz wchodziłam z łodzi do wody – w całym ekwipunku po prostu trzeba zrobić krok. Wpaść w wodę. Myślałam, że skonam. Od tej pory zrobiłam ten krok sześć razy, za każdym razem z emocjami, ale już bez paniki. Trzeci raz bałam się strasznie, gdy pierwszy raz opuszczałam się po linie w toni.
Gdy dno jest głębiej, niż sięga widoczność (wizura, w nurkowym świecie), po wejściu do wody z łodzi widzisz tylko błękit. Przecina go lina – na górze widzisz łódź, jeśli przyjdzie ci do głowy spojrzeć w górę. Po jakimś czasie, opuszczając się stopniowo po linie zaczynasz widzieć dno (przynajmniej na moim poziomie umiejętności). Wtedy świat znowu zyskuje kształt. Zanim zobaczysz to dno, przez pewien czas po prostu obniżasz się w błękicie trzymając się opadającej liny, wśród ryb i bąbelków z ust innych nurków, jeśli są jeszcze w pobliżu. Wokół jest sam błękit, kolor bez kształtu, toń bez wskazówek, bez góry, bez dołu, prawej czy lewej, bez początku i bez końca. Opuszczanie się po linie w toni było dla mnie oszałamiające. Teraz wspominam je jako przepiękne, niezwykłe doświadczenie. Wtedy po prostu się bałam.
Czuję, że dla wielu ludzi migracja i integracja przypomina ten stan: wchodzisz w nieznane, w otchłań bez czytelnych znaków, wskazówek, informacji wspierających przeżycie. Nic nie jest oczywiste. Jako nurek bez komputera na ręce nawet nie wiesz, czy spadasz. Jako migrant/migrantka – nie wiesz, gdzie jesteś, nie odczytujesz zagrożeń, czujesz się sama, w nieznanej otchłani. To uczucie potrafi być przerażające, może zapierać dech.
Niby proste…
Pokonywanie barier, uczenie się wielu rzeczy na nowo, porzucenia dotychczasowych metod myślenia o niektórych rzeczach, zmiana intuicji i nawyków – tego wymaga nurkowanie (i integracja). Borykania się z tym, że proste czynności robią się trudne, a człowiek, choć dorosły, uczy się prostych rzeczy. Choćby oddychanie. Oddychanie pod wodą nadal polega na tym samym – robisz wdech, robisz wydech. Powtarzasz. Tylko z aparatem, w masce, powietrzem z butli, z ustnikiem w ustach, nie przez nos, powoli, z powietrzem targanym na plecach, góra godzinkę za jednym razem, robiąc wymagane przystanki. Poza tym – oddycha się, jak zwykle. Wdech-wydech. Nic takiego.
Czy to nie podobne do sytuacji dziecka z Ukrainy w szkole? Też są lekcje i przerwy, ławki i zeszyty, matematyka i chemia – tylko że to wszystko w całkiem nowej rzeczywistości. W innym języku, innej kulturze, innym rytmie, wśród innych ludzi. Szkoła jak szkoła. Tylko w zupełnie innym świecie.
Jeden z instruktorów nurkowych powiedział, że pod wodą ludzie wolniej myślą. Operacje myślowe wymagają więcej skupienia i czasu, głównie na skutek działania ciśnienia, ale też z powodu stresu. Doświadczyłam tego – początkowo mój mózg już na niewielkiej głębokości potrzebował czasu, żeby przenieść uwagę ze spraw fundamentalnych (oddychać) na mniej fundamentalne (przyswoić pytanie o to, ile mam powietrza i udzielić prostej odpowiedzi). Potrzebowałam czasu, aby opanować w praktyce zdolność operowania dwoma guzikami, z których jeden dodaje mi powietrza, a drugi je wypuszcza i przestać mylić się, który jest który.
Obserwuję migrantów i migrantki, którzy funkcjonują podobnie – potrzebują więcej uwagi i czasu, aby podjąć zadania, które normalnie nie przysparzają im trudności we własnym kraju. Bywa, że ludzi wyczerpuje kupienie biletu na autobus, zakupy, krótka rozmowa, spotkanie, zadanie pytania. Tak, jakby wykonując proste czynności musieli właśnie pokonać niewidzialny opór, włożyć w nie daleko więcej wysiłku.
Oczywiście, doświadczenie pozwala odbudować biegłość i umiejętności. Nie każdego to dotyczy. Ale obserwuję takie zjawisko w swojej pracy: konieczność wkładania w proste sprawy dużo większego wysiłku.
Zasady
Wejście w nowe środowisko wymaga zrozumienia nowych reguł, zasad, mechanizmów rządzących nowym miejscem. Dla mnie doświadczenie nurkowe to rewolucja w postrzeganiu fizyki. Mój obecny stosunek do pływalności, grawitacji, ciśnienia, składu powietrza nijak się nie ma do niczego, czego mnie uczyli w szkole.
Wchodzenie pod wodę oznacza, że muszę serio uwierzyć w działanie praw fizyki. Być może brzmi to naiwnie czy śmiesznie – ale tak to właśnie widzę. Trzeba nauczyć się tych praw jakby w sposób funkcjonalny, przyjąć je do świadomości, używać ich. Rozumieć, jak wpływają na moje ciało. Myśleć o tym. Współpracować z tymi siłami. Na przykład – cały czas oddychać, wynurzając się wydychać powietrze, aby rozprężając się nie rozerwało mi płuc. Fundamentalna choć prosta zasada niewstrzymywania oddechu pod wodą jest w praktyce trudna – instynktownie zatrzymuje się oddech, by starczył na dłużej. Tymczasem w nurkowaniu wstrzymywanie oddechu może zabić. Tego instynktu trzeba się więc oduczyć.
Na powietrzu wiesz, że działa grawitacja. Wiesz, że podrzucisz jabłko i spadnie. Przynajmniej ja nie zastanawiałam się jednak dotąd nad tym, jak wykorzystać grawitację w życiu (może architekci to robią?) i jak ona wpływa choćby na mój sposób chodzenia. Tymczasem ucząc się nurkowania musiałam zorientować się lepiej, jak to jest z różnymi sprawami, na przykład ciśnieniem. Nauczyć się reagować na nowy dla mnie świat.
Dziesięć metrów pod lustrem wody jestem poddawana dwukrotnie większemu ciśnieniu niż na powierzchni. Te dziesięć metrów naciska na mnie i moje uszy tak samo mocno, jak cała grubość atmosfery ziemskiej (50 km grubości płaszcza gazów, licząc tylko dwie najgęstsze warstwy najbliższe Ziemi). Inaczej czytać o tym w książce – a inaczej czuć, że woda faktycznie cię naciska i musisz przedmuchiwać uszy.
W integracji jest trochę podobnie – w nowym kraju musisz zorientować się, jak świat działa. Jakie działania przynoszą jakie skutki (nie są to takie same skutki jak te, do których jesteś przyzwyczajona). Trzeba uwierzyć, że to, co ci mówią o nowym kraju, jest na serio. Że różne mechanizmy faktycznie działają tak, jak ci mówią. Musisz tego doświadczyć, żeby pojąć i móc stosować nowe zasady. Przede wszystkim musisz nauczyć się wszystkiego, co niezbędne, by w nowym świecie przeżyć. Musisz uwierzyć, że to jest możliwe. Rzecz jasna, musisz chcieć.
(Tu się kończy analogia – fizyka wydaje mi się kojąca, bo bez porównania bardziej przewidywalna niż ludzie, społeczności, wspólnoty, państwa – które czasem, nawet często, same nie wiedzą, jakimi prawami się rządzą.)
Ludzie
Nurkowanie to sport partnerski. Druga osoba stanowi zaplecze bezpieczeństwa – każdy nurek ma pod prawą ręką dodatkowe źródło powietrza dla partnera. Pływa się parami. Ważne jest, kim jest para – czy można na osobie polegać, jakie ma umiejętności, co potrafi, jaki ma temperament. W pewnym sensie schodząc z drugą osobą pod wodę powierzam jej swoje życie.
Rola instruktora jest niezwykle ważna – tej osobie faktycznie powierzam życie, schodząc z nią pod wodę nie posiadając jeszcze koniecznych umiejętności. Widzę teraz pełniej, jak ogromnie ważną robotę robimy w Fundacji w roli swoistych „instruktorów integracji”. Kompetentna, przygotowana, spokojna, życzliwa osoba, która wprowadza mnie w świat nurkowania nie tylko budzi moje zaufanie – budzi też moje zaufanie do samej siebie, wpływa na to, czy przyswajam przekazywaną mi wiedzę. Jestem jak nigdy przekonana, że jakość wsparcia, którą oferujemy w Fundacji, jest najważniejsza. Bez jakości nie ma zaufania. Bez zaufania nie uczysz się nowego świata.
Ile razy irytowało mnie, gdy ktoś z klientów Fundacji lekceważył nasze rady i ładował się w tarapaty. Ile razy sama to zrobiłam w tym tygodniu pod wodą.
Kolejna z ważnych zasad nurkowych: za moje nurkowanie, może życie, moje bezpieczeństwo odpowiadam ja. Zdumiało mnie, że nie istnieje profesja ratowników nurkowych. Nikt nikogo nie ma obowiązku ratować pod wodą, nawet nurkowy partner. Ludzie pomogą ci, gdy uznają, że to dla nich bezpieczne. To mnie trochę przeraża. Wydaje się okrutne, sprzeczne z naturą mojej nadwodnej pracy. Jednak schodząc pod wodę, na to jesteśmy umówieni: ja sama odpowiadam za siebie pod wodą. Czy ostatecznie nie jest tak samo z integracją? Można oferować ludziom niezliczone konsultacje i kursy, uczyć języka, kompetencji zawodowych czy międzykulturowych, urządzać wieczorki zapoznawcze czy zapewniać wsparcie psychologa – one wszystkie stanowią dla uchodźców i migrantów drogowskazy, punkty zaczepienia, jak bojki czy liny dla nurków. Jednak za własne życie każdy ostatecznie odpowiada sam. Sam podejmuje decyzje i ponosi ich konsekwencje.
I wreszcie: na kursie nurkowym dowiedziałam się masę o sobie, na nowo. Na przykład, mam płuca. Świadomość posiadania płuc, radość z tego faktu, sympatia do własnych płuc radykalnie mi się zwiększyły na tym kursie. Na nowo przyjrzałam się sobie, jako kumulacji zasobów, stworzeniu o wielu możliwościach, które ma wpływ na siebie i na świat. Moje płuca to worek, do którego nabieram powietrza. Pełne płuca unoszą całą mnie do góry w toni. Wydech sprawia, że opadam. Wszystko to nie dzieje się natychmiast. Potrzeba poczekać – jednak niezawodnie wdech unosi, wydech sprawia, że opadam. Oddychaniem zmieniam swoje położenie na świecie. Oddech daje mi sprawstwo. Czy to nie jest niesamowite? Czy, gdy się zastanowić, nie działa też nad wodą?