Krzywda, w której żyjemy.

Miałam rok, gdy 50 lat temu amerykański psycholog Philip Zimbardo przeprowadził znany eksperyment „więzienny” na Uniwersytecie Stanforda. Grupa zdrowych i stabilnych emocjonalnie studentów wcieliła się w więźniów i strażników. Chodziło o to, żeby sprawdzić, czy agresja prawdziwych strażników więziennych to kwestia osobowości czy warunków pracy.

Doba starczyła, żeby studenci-strażnicy zaczęli stosować przemoc. Dwa-trzy dni eksperymentu przyniosły pozbawianie jedzenia, upokarzanie, odczłowieczanie kolegów-więźniów i manipulowanie relacjami między nimi. W tym czasie studenci-więźniowie zdążyli poczuć, że są nikim. Zaczęli przedstawiać się numerem. Rósł poziom agresji strażników, niektórzy studenci-więźniowie przeżyli załamanie nerwowe.

Około 50 osób odwiedziło w tych dniach „więzienie” czyli przestrzeń w podziemiach uniwersytetu, gdzie prowadzono eksperyment. Przychodzili zobaczyć „jak idzie”, między innymi w odwiedziny przybył katolicki ksiądz.

Jedna jedyna osoba zaprotestowała. Studentka, prywatnie dziewczyna Zimbardo. Ta jedna osoba doprowadziła do przerwania eksperymentu po sześciu dniach (podobno powiedziała: „albo eksperyment, albo ja”).

Zanim jeszcze eksperyment przerwano, studenci-strażnicy wpadli na to, żeby zmuszać studentów-więźniów do symulowania aktów seksualnych. Wpadli na to, że więzieniem łatwiej zarządzać, gdy niektórym więźniom da się przywileje. Zaproponowali też, żeby eksperyment przenieść z udawanego do prawdziwego więzienia (prawdziwa policja nie wyraziła na to zgody).

Cała grupa przez 10 lat była potem pod opieką psychologów.

I tak sobie myślę, kto nam wszystkim zrobi terapię po tym, co się teraz dzieje?

Gdzie jest osoba, która przerwie nasz eksperyment?

Gdzie jest i na co jeszcze czeka?

W eksperymencie, w którym uczestniczę, miliony ludzi czują, jakby byli pod obcą okupacją. Coraz częściej słyszę, że ludzie czują do Polski obrzydzenie. Czują się okradzeni z domu. Szukają sobie alternatywnej przestrzeni, po kątach, ich główne uczucie to niechęć, dystans, wstręt i pogarda.

Czują, że państwo to wróg.

Wrócił PRL. My i oni – jak u Torańskiej.

Im bliżej białoruskiej granicy, tym „my i oni” bardziej przypominają czasy powstania i 1944 rok. Także dlatego, że tam jest śmierć. Prawdziwa. Broń. Prawdziwa. Zło. Tak prawdziwe, że zapiera dech.

U Zimbardo strażnicy błyskawicznie wczuli się w rolę. Kupili koszule khaki i ciemne okulary. Wypożyczyli policyjne pałki.

U nas jedna strona eksperymentu ma TVP. Siedzi na kasie z podatków nas wszystkich. Ma władzę uruchamiać policję, wojsko, straż graniczną  i karetki pogotowia (z ostatnich korzysta oszczędnie).

Jak tak patrzę, to myślę, że może straż graniczna i wojsko wcale się tak dobrze nie czują w swoich nowych rolach.

Choć wielu aktywistów komentuje to drwiąco, może strażnicy faktycznie nie chcą przerzucać za ręce i nogi kobiet przez drut kolczasty? Tak, że z kobiety wypada potem płód?

Strażnicy i strażniczki biorą urlopy i zwolnienia lekarskie. Może im też się nie podoba eksperyment? Może po pracy czują się podobnie podle, jak aktywiści po nieudanych akcjach ratunkowych w lesie? Może ręce im się też trzęsą, gdy odwożą kolejny raz na granicę rodzinę z małymi dziećmi? Może i strażnikom i aktywistom śni się to samo? Las?

Pewnie nie podoba się nowa rola lekarzom, gdy widzą, jak świeżo opatrzone  ciała i świeżo zagipsowane połamane nogi strażnicy wiozą nocą z powrotem na granicę.

U Zimbardo więźniowie przebrani w białe koszule do kolan drugiego dnia urządzili bunt i zerwali z koszul numery, które im nadano.

U nas druga strona nic nie zrywa, może tylko odblaski z kurtek, które dostarcza ludziom do lasu. Za to powstaje alternatywna rzeczywistość. Za składkowe pieniądze uruchomiono pozasystemową karetkę. Pozasystemowy system ratowania życia, dostarczania wody, kocy, ubrań, mleka w butelkach dla dzieci. Pozarządowa pomoc prawna. Pozarządowe zupy i batony energetyczne.

Wiele osób cieszy się z ludzkiej ofiarności, z solidarności, z tego, jak wiele osób chce pomagać, jak szybko zbierają się złotówki na internetowych zbiórkach. To prawda – dobre chęci oszałamiają. Sama korzystam – obcy ludzie robią dla mnie rzeczy niewiarygodne. Korzystam. Jestem wdzięczna.

A jednak ta hojność rodzi to we mnie bunt. Myślę, jaką perfidią jest drenowanie ludzi z ich zasobów. Jakie to nieuczciwe.

To przecież nie jest konieczna ofiarność. Ludzie powinni wydać te pieniądze na lody z dziećmi albo sushi. Powinni je zostawić na urlop nad morzem albo iść na koncert. Powinni cieszyć się życiem i na Podlasie jeździć sobie na grzyby.

Jest nieludzkim sprawiać, że jedni ludzie robią zbiórki na wodę mineralną dla drugich ludzi w lesie. Że z internetowych składek kupuje się bandaże i plastry na poranione stopy.

Płacimy wszyscy podatki – za te podatki można kupić morze wody mineralnej i zorganizować  punkt pomocy na każdym leśnym skrzyżowaniu wzdłuż granicy. Już zapłaciliśmy za cały wyrafinowany sprzęt straży granicznej – za moje pieniądze są termowizyjne kamery, dzięki którym szybko dałoby się dostarczyć pomoc wszystkim potrzebującym. Za moje pieniądze wojsko kupuje benzynę do samochodów, którymi odwozi ludzi do lasu. Nie chcę tej benzyny. Ja chcę, żeby państwo kupowało te batony, plastry i koce termiczne. To są moje pieniądze. To jest moje… państwo?

To, co normalnie jest państwem, ma zasoby, żeby uratować życie każdej małej syryjskiej dziewczynce, każdemu chłopcu z Konga, każdej ciężarnej kobiecie i nie, nie jest konieczne, żeby ktoś przegryzał w lesie pępowinę przy amatorsko pilotowanym porodzie (choć ludzie, którzy przyjęliście ten poród – kłaniam się Wam). Poród w lesie i ludzie, którzy z głodu jedzą liście – to fanaberia szaleńca. Biorąc pod uwagę zasoby tego kraju, do których ja się regularnie w podatkach dokładam, tak nie musi być.

To, co zwykle jest państwem, ma karetki pogotowia dla potrzebujących. Potrafi wykorzystać przeszkolonych ludzi do ratownictwa i pierwszej pomocy. Umie reagować na niezwyczajne sytuacje, na przykład rozłożyć namiot, gdzie potrzebujący ludzie mogą spędzić noc. Nie dopuszcza do tego, żeby zwykli ludzie dobrej woli po nocy ratowali ludzkie życie – obawiając się w dodatku kary. Żeby douczali się w pośpiechu, jak pomóc osobie w hipotermii.

Takie coś jak państwo dba o swoich mieszkańców. Nie doprowadza ich do fizycznego wycieńczenia. Nie sprawia, że ludziom ze zmęczenia trzęsie się całe ciało. Że płaczą z rozpaczy i bezsilności. Że szczupłe dziewczyny tracą jeszcze sześć kilo wagi. Ten, kto bawi się nami, robi nam wszystkim krzywdę – nam, aktywistom, nam Polakom, nam strażnikom granicznym i nam lekarzom. Nam – czy Wam mieszkańcom na Podlasiu, którzy noc w noc od wielu nocy utrzymują przy życiu polskie człowieczeństwo.

Nawet nie mówię o migrantach.

***

Pęka mi serce.

Widzę zło i krzywdę i podłość. Widzę manipulację ludzkimi emocjami i uczuciami. Widzę jak gotują się wielkie gary niechęci, złości, furii, wrogości, pogardy – jak fabryka orków u Saurona. Jak to wszystko się wyleje,  nie będzie co po nas zbierać.

Piszę to parę dni przed Dniem  Niepodległości, które stało się ostatnio świętem Obcokrajowcy Nie Wychodźcie Tego Dnia Z Domu.

Mam za sobą dwa miesiące pracy non-stop w tematach migracyjnych, może dwa i pół. Po kilkanaście godzin dziennie. Sto, dwieście telefonów dziennie, dziesiątki spraw, dziesiątki drobnych i większych działań, od świtu do nocy. Wcale nie na granicy, nie w lesie, nie na bagnach. Nawet gdy przewracam się ze zmęczenia, mam poczucie, że nie zrobiłam nic. Nic, co przyniosłoby znaczącą zmianę.  

Przybija mnie świadomość, że całe to okrucieństwo i zło  dzieje się niepotrzebnie, że to chora zabawa szaleńca – i wcale nie mówię o Łukaszence. Niekonieczna. Nie nieunikniona, nie efekt katastrofy. Czyjeś widzimisię.

***

Co widzę najbardziej, to upadek. Wali się w gruzy, co powstawało w trudzie. Co było niedoskonałe, delikatne, kruche i trudne. O co trzeba było dbać i pielęgnować.

Patrzę z bezradnością, jak zanika mała, wątła przestrzeń do budowania zgody i spójności. Patrzę, jak grubieją skóry, rosną kły i pazury. Patrzę, jak pną się bariery między ludźmi, które nie wiem, czy da się w ogóle zasypać. I ile to będzie trwało.

Na moich oczach skomplikowany, podzielony kraj z trudnego zmienia się w przestrzeń nie do życia. Przestrzeń, która w wielu ludziach budzi niechęć, wstyd, obrzydzenie.

Patrzę, jak najmądrzejsi ludzie wytracają zdolność do rozmowy z kimś z drugiej strony. Jak zanika zdolność do empatii wobec tych drugich. Ile pogardy. Jak ludzie się radykalizują.

Widzę radość tych, którzy tworzą systemy pomagania. Budują nowe przyjaźnie. Cieszą się z ciężarówek ubrań i gór pieluch wysyłanych dzieciom w lesie. Widzę partyzancką solidarność i braterstwo. Satysfakcję z każdego uratowanego życia. Bohaterstwo.

Nie umiem się tym dziś cieszyć. Jestem w rozpaczy, bo widzę rozpadające się państwo.

Chce mi się wyć, gdy od kolejnych autorytetów słyszę, że nie wiedzą, co zrobić. Po co żeście brali te tytuły? Po co biskupie czapki, gronostaje, po co honory?

Sami bezradni.

Lubiłam swoją pozycję „pomiędzy”. Nie jestem z natury ekstremalna. Ale nie ma już pomiędzy. Dla mnie w tym kraju nie ma miejsca. Ja się duszę.

Śledź mój blog

Loading

21 komentarzy

  1. Już dawno wykazano, że eksperyment miał tyle wad, że nie można go traktować poważnie 🙂 Grupa tak nieprezentatywna i specyficzna, że wyciąganie szerszych wniosków to naukowy żart. To byli młodzi studenci psychologii płci męskiej. Do reszty nie mam zdania, bo nie interesuje się polityką 🙂

    • Dziękuję bardzo. Mam tego świadomość. Naukowa wartość eksperymentu mnie w tym przypadku nie interesuje – a raczej, że ktoś tu i teraz – podobnie jak w przytaczanym eksperymencie – bawi się moimi emocjami. Celowo stawia ludzi w niemożliwej do zniesienia sytuacji. O ironio, też nie interesuję się polityką ;-( Czuję natomiast silny opór przed tym, co wyprawia moje państwo. Uważam, że to, co się dzieje, jest złe i niepotrzebne, także – że dotyka wszystkich. O tym starałam się napisać.

    • To nie jest polityka to ludzie z krwi i kości umierają na granicy też kobiety dzieci Tu nie trzeba sie interesować polityka choć nawiasem dziwi mnie to jak można żyć we własnej bańce komfortu Tu chodzi o empatię człowieczeństwo niezgodę na okrucieństwo i zabijsnia
      Pozdrawiam

  2. Ktokolwiek nie interesuje się polityką, doczeka chwili, kiedy polityka zainteresuje się nią i wtedy aż jej w pięty pójdzie.

    Z drugiej strony, dojrzała polityka to taka, która nie musi nas interesować.

    Dziękuję za ten wpis.
    Inna dusząca się – już po wyprowadzce, ale wcale nie oddycham z ulgą

  3. Pani Agnieszko, bardzo dziękuję za ten mądry i niestety prawdziwy tekst. Wyraża Pani moje nastroje. I za każde Pani działanie również z serca dziękuję. Wyrazy szacunku i uznania dla Was wszystkich tam w działaniu.

  4. Kiedy rządzi bezprawie, to autorytety moralne nie mają nic do powiedzenia, bo jedyną “moralnością” jest wówczas prawo pięści. Nie możemy mieć pretensji do autorytetów moralnych, że ich pięści są słabsze od pięści bandytów. Tym samym powinniśmy zrozumieć, że ze strony biskupów nie możemy oczekiwać wsparcia i pomocy, bo to biskupi są odpowiedzialni za dziejące się bezprawie. To biskupi, w imię zniszczenia naszej konstytucji i wprowadzenie dominacji prawa kościelnego, doprowadzili do dziejącego się bezprawia.

    Cytat:
    “Chce mi się wyć, gdy od kolejnych autorytetów słyszę, że nie wiedzą, co zrobić. Po co żeście brali te tytuły? Po co biskupie czapki, gronostaje, po co honory?
    Sami bezradni.”

    • Dziękuję. Pewnie tak jast, jak Pan pisze, choć jednocześnie czytam dziś o doświadczeniu afrykańskim – gdzie autorytety kościelne pomagają w integracji np. Boko Haram do społeczności i mają ważny udział w zapobieganiu zemście i eksplozji nienawiści (no ale odwetowej). Może biskupi przydadzą się, gdy już poleje się krew? Znaczy, z dużą dozą prawdopodobieństwa, jutro rano?

    • Stokrotne dzięki, Pani Agnieszko, że wyraziła Pani uczucia moje i rzeszy moich przyjaciół, zaangażowanych w pomoc na granicy. Mieszkam na Podlasiu i mogę potwierdzić, że tak to właśnie z wygląda. Że faktycznie czujemy się, jak ofiary eksperymentu szaleńca. Że każdy człowiek, który ma odrobinę wrażliwości, nie jest w stanie normalnie funkcjonować. Podpisuję się pod każdym słowem.

  5. Wyprowadź się do tam gdzie piękniej w ue, przecierz unię wywalczyliście, wolięc polką się nie czujesz.. Jakie to proste..jedź zpbacz poczój..tylko tam też nie usychaj z niesprawiedliwości.

  6. Przepiękne urojenia, droga autorko. Zacznijmy od Marszu Niepodległości, w którym w 2019 lub 2018 roku uczestniczyłem wraz z polsko-gabońską rodzinką. Tata biały, mama czarna, trójka dzieci, coś pomiędzy. Co się działo? Absolutnie nic. To tak a propos “Dnia Cudzoziemcy Zostańcie w Domu”. Druga sprawa to urojenia na temat bieżących wydarzeń. Oczywiście nie ma pani cienia dowodu na te połamane przez Strażników ręce i nogi, na jakiekolwiek niezgodne z regulaminem traktowanie migrantów. To ma nawet swoją nazwę: “insynuacja”. To jest tak moralnie obślizgłe i zwyczajnie głupie, że sam jestem gotów sobie złamać obydwie ręce byleby pani nie mogła już nigdy łgać na żaden temat publicznie. A co do samego ulegania oczywistemu szantażowi emocjonalnemu. Czy się to pani podoba czy nie, nie jesteśmy w stanie sprowadzić do Europy całej Afryki i Bliskiego Wschodu. Oznaczałoby to dramaty dla nas i dla tych, którym tak bardzo chcesz pomóc, choć mam wszelkie powody by twierdzić, że to tylko poza. Przypomina mi to, przepraszam za porównanie, pięciolatkę, która obraża się na cały świat, że nie może adoptować wszystkich piesków z wszystkich schronisk w kraju, a przecież to taki szczytny cel. Dorosłego człowieka od dziecka odróżnia zdolność przewidywania konsekwencji. Niestety, tego pani brakuje i to na fundamentalnym poziomie. Zanim jeszcze kogokolwiek ubrudzi pani wylewającą się z pani żółcią, proszę koniecznie sprawdzić czym jest weryfikacja źródeł. Niesamowicie ułatwia obiektywne spojrzenie na świat, gdy człek zada sobie trud wyjścia z informacyjnej bańki. Polecam.

    • Dzień dobry xDxD,
      Chciałabym być chyba tak naiwna i moralnie obślizgła, albo zwyczajnie głupia, jak Pan twierdzi. Może życie by było łatwiejsze, a świat może lepszy. No ale nie jestem. Informacje o połamanych rękach i nogach, przegryzanych pępowinach i porodach w lesie pochodzą bezpośrednio od osób tym dotkniętych – samych migrantów, lekarzy, a nawet, Pan sobie wyobrazi, Straży Granicznej.
      Nawet Straż Graniczna płacze na publicznych spotkaniach, że praca na granicy przekracza ich emocjonalne możliwości (na przykład, na spotkaniu z Paniami Pierwszymi Damami w Michałowie nie tak dawno temu). Jest to powodem, dla których wielu strażników i strażniczek bierze urlopy albo odchodzi z pracy. To z kolei sprawia, że od wielu miesięcy na stronie internetowej SG miga na czerwono ogłoszenie rekrutacyjne (przed chwilą sprawdziłam specjalnie dla Pana – jest, miga).
      Sądzę, że fundamentalne różnice między naszym myśleniem biorą się z tego, że co innego Pan wie, niż ja. A także innego rodzaju konsekwencje obecnych poczynań są dla Pana ważne, niż dla mnie. To jeszcze nie powód, żeby się wyzywać. Fajnie by było porozmawiać. Ja bym Panu opowiedziała, że wcale nie chcę, żeby cała Afryka i Bliski Wschód przyjechał (bo nie chcę i nie o to chodzi – po pierwsze to nierealne, po drugie nikomu nie służy – i tu się zgadzamy). Podążając za Pana metaforą piesków – jeśli nie może Pan uratować wszystkich piesków, nie znaczy to, że nie może Pan (powinien?) uratować jednego. Ciekawi mnie, że zadał sobie Pan trud, żeby zalogować się tutaj na blogu, żeby napisać swój krytyczny komentarz – i dziękuję za niego. Jeśli ma Pan ochotę więcej napisać o swojej perspektywie – zapraszam. Interesuje mnie na przykład, co Pan myśli o wpływie muru na granicy na sytuację białoruskiej opozycji. Albo co Pan myśli na temat odpowiedzialności jednych krajów za drugie. Jakie wartości są dla Pana ważne. Kto Pana zdaniem powinien móc liczyć na ochronę w nie swoim państwie. Jak Pan ma ochotę wypowiedzieć się na inne pokrewne tematy, naprawdę chętnie przeczytam. Nie wiem ilu Pan jest latkiem, jestem zainteresowana Pana zdaniem bez względu na to. Pozdrawiam.

      • Wiele zdań, które Pani napisała, jest mi bardzo bliskich. Też mam dość, też uważam, że ta przestrzeń przestała się nadawać do życia, itd. Ale xDxD też ma swoje rację. Bo trzeba nie tylko przewidzieć skutki, ale zastanowić się nad przyczynami. A ja wszędzie czytam, że ta zachodnia “demokracja” jest super, tyle tylko, że zawsze nanoszona jest bombami na niewinne kraje pod fałszywym zazwyczaj pretekstem. Efektem jest tam głód, cierpienia, tragedie ludzkie i śmierć. I ci ludzie nie mając innej alternatywy szukają szczęścia w tym “lepszym świecie”. Nie wiedząc, że tam liczy się pieniądz, nie człowiek. Nie tylko Polska jest zepsuta, ale cały zachodni świat to zgnilizna. W Polsce nie wszyscy to widzą, bo po zachodnich sankcjach którymi byliśmy obłożeni za czasów PRL-u, przyszedł okres, że sypniętą kasą i oczywiście od razu mamy nie tylko demokrację, ale i dobrobyt, takie 2×1. Mnie zawsze zastanawia, jak to jest, że banany w Biedronce są po 2 złote, a pomarańcze po 3 złote bez grosza. To za ile pracują ci miejscowi. Przecież to jest równie nieludzkie, jak to co widzimy na granicy. Przecież zamiast na druty, musy, wojsko, można dać tym ludziom odrobinę godności. Pamiętam jak runął mur berliński, miało być tak pięknie… A teraz NATO buduje mur na granicy polsko-białoruskiej. A to są narody słowiańskie… Też uważam, że trzeba pomagać, też się wkurzam, gdy pod płaszczykiem pomocy realizuje się inne polityczne cele… Ale recepty nie znam. No nie znam! i to denerwuje mnie najbardziej. Wszystkiego dobrego!

        • Bardzo dziękuję! Też myślę o tych sprawach, o których Pani pisze, z podobną troską. Uczestniczyłam ostatnio na spotkaniu w instytucji europejskiej, na której zaproponowano sankcje wobec Polski za to, co się dzieje na granicy. Wzburzyło mnie to. Całym sercem jestem przeciwko przemocy na granicy i uważam, że postępowanie rządu jest nieodpowiedzialne i złe. Jednocześnie – nie mam gotowości udawać, że inne państwa europejskie są “czyste”. Grecki polityk, reprezentujący państwo, które ogranicza wolność działania organizacji pozarządowych, nie jest dla mnie wyrocznią. Niestety zgadzam się z Panią, że polityczne cele wygrywają obecnie z racjonalnym myśleniem o świecie, o innych ludziach. Życzę nam obu, żeby to się jednak zmieniło.

  7. Piękny tekst. Niestety dla wielu to będzie zbiór słów i znaków interpunkcyjnych. Niezrozumiały.
    Górnolotny. Naiwny. Zmyślony. Taki czas.
    Tak jest, jak margines w zeszycie rozlewa się na kartkę, na całą jej szerokość. Coraz mniej wolnych kratek…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *