Ktokolwiek wygra, ktokolwiek nie

Na występach gościnnych w Poznaniu mówiłam kilka dni temu o polityce migracyjnej – tej, której w Polsce oficjalnie nie ma, tej, którą mimo braków zapisów i dokumentów rząd jednak uprawia i tej, która powinna być.

Dyskutując o integracji migrantów w Koninie, Kaliszu czy Pile trzeba uwzględnić szerszy kontekst tego, co się dzieje w całym kraju, a także na świecie – w końcu to ze świata przybywają do nas migrantki i migranci. Opowiadam więc o Polsce, ale i o świecie, tym, który jest i tym, który będzie.

Na naszym podwórku

O Polsce – w której merytoryczny dialog, który prowadzimy, nawet w ramach poznańskiej konferencji, nijak się ma do rządowej narracji o migracji serwowanej hojnie przed wyborami. Szybko spada sympatia i cierpliwość Polaków do Ukraińców, po niedawnym wsparciu dla pomocy uchodźcom na poziomie ponad 70 procent ślad nawet nie został. Polacy są znużeni pomaganiem, osoby z Ukrainy są zmęczone byciem w gościach. Ile można? Obowiązkowa wdzięczność jest trudna i sztuczna. Obowiązkowa życzliwość też. Potrzebna jest normalizacja wzajemnych oczekiwań, uczciwy ogląd trudności i wyzwań i systematyczne szukanie dla nich rozwiązań. To nie dzieje się dość szybko. Przytaczam dane GUS dosłownie z minionego poniedziałku – ludzi ubywa nam niemal cztery razy szybciej, niż kiedyś. Liczba Polaków w ciągu roku spadła o 141 tysięcy. Jednocześnie rośnie liczba osób starszych. Dane Eurostatu prognozują, co będzie dalej – w ciągu najbliższych 25 lat ubędzie około ośmiu milionów Polaków. Osoby powyżej 60 roku życia będą wtedy stanowiły połowę populacji. GUS podaje też, że w ostatnim roku dziesięciokrotnie wzrosła liczba dzieci urodzonych w Polsce przez migrantki. One za 25 lat będą pracowały na emerytury połowy Polaków. Będę mieć wtedy 78 lat. Mówimy więc też o mojej emeryturze.

Po sąsiedzku

Mówię o Ukrainie – kiedy skończy się wojna (kiedy?), ile osób wróci i co będzie? Można powiedzieć: piłka ciągle w grze, ale zdaniem różnych ekspertów wyjedzie z Polski do Ukrainy 1/3 do 2/3 uchodźców. Głównym czynnikiem wpływającym na ten odsetek jest czas. Gdy migracja z Ukrainy to niemal 10 milionów ludzi – mówimy tu o istotnych liczbach. Powroty na pewno będą tematem trudnym już w niedalekiej przyszłości – deklaracje władz samorządowych Wielkopolski wskazują jasno, że pracownicy z Ukrainy są w województwie mile widziani i potrzebni. Jednocześnie, dla Ukrainy ich powrót jest priorytetem. Czeka nas więc istotny konflikt interesów – a będzie ich więcej. Podczas niedawnej konferencji we Lwowie byłam świadkiem pół-dniowej rozmowy na temat malin. Malin jako zarzewia konfliktu, na miarę zboża – dyskusja była o produkcji, cenach i rynkach zbytu malin z Polski i malin z Ukrainy – a malinowych tematów będzie więcej. Odbudowa Ukrainy po wojnie, proces wchodzenia Ukrainy do UE będą obfitować w trudne tematy, w których nasze państwa będą mieć inne priorytety i wizje. Potrzeba będzie dużo dojrzałości i wizji, żeby o nich rozmawiać konstruktywnie. Bardzo łatwo będzie się pokłócić. A to nie jest nam, społeczeństwom, potrzebne.

W Europie

Zahaczam lekko o wymiar europejski. Dyskurs na temat migracji w UE jest tak samo politycznie skażony, jak w Polsce, rzadko kto przygląda się danym. Kto wie, że wśród 446,7 milionów mieszkańców Europy 8,5 procenta stanowią osoby urodzone poza Europą, rocznie o ochronę wnioskuje około miliona osób? Że z populacji uchodźców na świecie (32 miliony plus 53 miliony osób przesiedlonych wewnętrznie) tylko 10 procent znalazło schronienie w Europie, a wiodącym krajem goszczącym pozostaje Turcja? Przekonanie, że do Europy zmierza rzeka oszustów i naciągaczy nie znajduje potwierdzenia w danych: 40 procent osób wnioskujących o ochronę międzynarodową faktycznie ją dostaje – i to według mocno wyśrubowanych wymogów. Więcej otrzymuje inne formy pobytu, także związane z potrzebą ochrony – ludzie mają powody, że opuszczają swoje kraje.

Jest poważnym wyzwaniem wprowadzanie nowych mieszkańców na rynek pracy. 9 na 10 europejskich pracodawców deklaruje chęć zatrudnienia nowych pracowników – na lokalnych rynkach brak jest rąk do pracy, co spowalnia rozwój gospodarczy, mimo to pracownicy migranckiego pochodzenia stanowią 4,7 procent siły roboczej. Wyzwaniem nie jest więc obecność ludzi w Europie – ich liczba ciągle się kurczy i są potrzebni. Wyzwaniem jest edukacja tych osób i wdrożenie na rynek pracy. A także – kształt dyskursu. Trzecie pokolenie migrantów jest sfrustrowane, ponieważ europejskie gadki o wartościach i równości okazują się, z ich perspektywy, bujdą. Nie chcą w trzecim pokoleniu być obywatelami drugiej czy trzeciej kategorii. Młodzi wnuczkowie i wnuczki imigrantów nie widzą dla siebie szans – i to nie oni są za to odpowiedzialni.

I wokół

Obraz nie byłby pełen bez rzutu oka na świat. Same zmiany klimatu sprawiają, że coraz większe obszary Ziemi stają się niezdatne do zamieszkania. Globalna gospodarka nadal nastawiona jest na zysk regionów bogatych kosztem regionów biednych. Europocentryczne myślenie, że poszukiwanie szczęścia, spełnienia, rozwoju jest oczywistym prawem jednych, a nieuprawnionym luksusem drugich nie jest do utrzymania na długo więcej. Choćby w dyskursie o polsko-białoruskim pograniczu często pada argument obrony polskiego terytorium, polskich praw i przywilejów, a w drugim zdaniu, że Polska nie będzie płacić za błędy (kolonializm) innych państw Europy. A jednak chcemy kupować w Biedronce banany po 2,50 i mieć tanie awokado okrągły rok. Nawet jeśli ktoś gdzieś przez to chodzi głodny.

Więc?

Na tak zarysowanej planszy rysuję politykę migracyjną w Polsce.

Nie ma jej, a jest.

Strategiczny dokument rząd odwołał tuż po wyborach w 2015 roku. Mimo to podejmowane są ważne decyzje, które wpływają na to, jakie miejsce oferujemy migrantom i migrantkom.

Elementem polityki było otworzenie granicy 24 lutego 2022 roku. Odważnym krokiem było otwarcie rynku pracy, objęcie osób przybywających z Ukrainy ubezpieczeniem zdrowotnym i otwarciem dostępu do edukacji.

Polityka “spontan”

Obecnie widać jednak wyraźnie inne kroki: władze nie przywiązują zbytniej wagi do kontroli jakości pomocy, z jakiej korzystają osoby z Ukrainy. Miejsca zakwaterowania przez półtora roku nie doczekały się systemowego podejścia: brak jest standardów działania tych miejsc, systematycznej kontroli, brak systemowego wsparcia osób o specjalnych potrzebach: każda placówka czy organizacja na własną rękę boryka się z potrzebami osób z niepełnosprawnościami, osób starszych, chorych, chorych psychicznie – od lutego 2022 nie powstał żaden spójny system, nawet wytyczne do pracy z takimi osobami.

Brak klarownej strategii, kierunku działania i czytelnych priorytetów państwa stanowią faktyczny element polityki migracyjnej państwa. Władza decyduje utrzymać system wsparcia w niejasności, niejednoznaczności, chaosie. Nawet system dopłat mieszkaniowych nie trzyma się kupy – niedawne badanie przeprowadzone przez Konsorcjum Migracyjne pokazuje bardzo duże rozbieżności w praktykowaniu tych dopłat w różnych regionach Polski.

Próba przygotowania strategii włączenia społecznego wisi na kołku – przygotowany w ramach KPRM wiosną dokument jest konsultowany przez rząd ponad pół roku. Owiany tajemnicą i ciszą. Uczestniczyłam w przygotowaniu tego dokumentu i wiem, że precyzuje potrzeby społeczne i luki. W dokumencie jest napisane, jakie grupy są zagrożone wykluczeniem społecznym i jakie mają potrzeby. Rząd to wie. Ma to zebrane w jednym dokumencie. Ale nie jest to niestety miła wiedza przedwyborcza. Wiele grup ludzi w Polsce nie ma się dobrze. Póki co, ich sprawy czekają.

Polityka nieuczenia się na cudzych błędach

Elementem polityki państwa jest rejterada z obszaru kontroli rynku pracy. De facto decyzje w sprawie sprowadzania do Polski ludzi do pracy podejmuje rynek, biznes, konkretne firmy, które zatrudniają agencje pracy do sprowadzania grup ludzi z kolejnych państw: Indii, Bangladeszu, Nepalu, Filipin czy Uzbekistanu. Państwo jak najbardziej prowadzi politykę migracyjną, gdy godzi się na powstawanie pod Płockiem kontenerowego osiedla dla robotników migrantów na sześć tysięcy osób. Państwo w ten sposób buduje właśnie getto. Popełnia błąd, taki sam, jak Niemcy popełniały po wojnie, sprowadzając do Niemiec tureckie ręce robocze – zapominając, że za tymi rękoma jest człowiek.

Takie osiedle nie ma szansy pozostać miłym miejscem do spacerowania: stłoczeni na małej przestrzeni ludzie (w każdym kontenerze cztery łóżka – tak widać na telewizyjnej relacji  z tego miejsca), sprowadzani do rąk do pracy, nie będą mieli siły ani ochoty uczyć się języka polskiego czy poznawać polską kulturę. Nie traktowani podmiotowo nie będą się czuli jak ludzie z pełnią praw. Nie będą korzystali z tych praw – nie będą ich nawet świadomi. Powstanie drugi obieg komunikacji, wykorzystania, oszustwa, nadużycia i przemoc. Wokół osiedla narosną mity, strach i uprzedzenia. Jako państwo zapraszamy tych ludzi do takiego modelu życia – sami tworzymy im ten model.

Hodujemy problemy

Państwo prowadzi politykę migracyjną w obszarze edukacji – to znaczy, wychowuje pokolenie młodych migrantów bez szans na rozwój. Zgadza się na ich wykluczenie edukacyjne. Zgadza się, żeby młodzi ludzie wegetowali w oczekiwaniu na koniec wojny, albo na to, aż matka wróci z pracy. Państwo decyduje, że nie będzie w Polsce wysiłków zmierzających do systemowej edukacji na temat różnorodności i migracji. Zajrzyjcie do podręczników swoich dzieci. Podręcznikowa narracja o migracji to narracja o patologii i strachu. Migracja jest pokazywana jako zjawisko niebezpieczne i złe. Nie uczymy, jako państwo, ludzi współpracować. Działania wszystkich w Polsce organizacji pozarządowych to za mało, szczególnie, że państwo systemowo zabiega, abyśmy udział w kształtowaniu postaw mieli możliwie niewielki. Hodujemy systemowo ludzi wykluczonych – dzieciaki bez szkoły same się nie wykluczają.

W budowaniu społecznej spójności polskie państwo odgrywa szkodliwą rolę w obszarze emocji i dyskursu. Narracje przedwyborcze stoją w rażącej sprzeczności z tym, o czym mówimy na konferencji w Poznaniu, także w rażącej sprzeczności z prawdą. W rezultacie dużo ludzkiej energii angażowanych jest w odkłamywanie faktów, zamiast w budowanie nowej wiedzy i umiejętności. Jesteśmy w narracjach tak głęboko pod kreską, że dojście do zera, do neutralnej rozmowy o tym, dlaczego ludzie wyjeżdżają z jednych krajów do drugich i co się wtedy zmienia, wydaje się karkołomne. Co dopiero uczenie ludzi, jak żyć w świecie zróżnicowanym – którym Polska przecież już jest.

Nie tylko Polacy są ludźmi (serio)

Często, nie tylko w Polsce, dialog o integracji i migracji ogranicza się do spraw zbyt fundamentalnych. Odwołując się do koncepcji piramidy potrzeb Masłowa – jako państwo widzimy ludzi przez pryzmat dolnych pięter piramidy, wyłącznie. Identyfikujemy, że człowiek potrzebuje gdzieś mieszkać i coś jeść. Identyfikujemy, że potrzebuje nauki języka. Nie myślimy już jednak, jako system, że ludzie potrzebują też poczucia bezpieczeństwa, uznania, szacunku, przyjaźni. Obserwując poczynania różnych organów władzy można wręcz wywnioskować, że polityką państwa jest robić co możliwe, żeby ludzie poczucia przynależności, uznania, szacunku przypadkiem nie doświadczyli.

Państwo chce, żeby ludzie przyjeżdżali zbierać pieczarki czy jabłka. Absolutnie nie chce jednak, aby zbieracze poczuli, że coś im tutaj wolno. Państwo oczekuje, że ludzie przyjadą na służbę i będą wdzięczni za życiową szansę. Tylko, że świat dziś tak nie działa. Do Polski przybywają ludzie, którzy mają wykształcenie, ambicje i ani im w głowie pieczarki. Niwktórzy zakładają w Polsce biznesy, kupują apartamenty. Przyjeżdżają ludzie z zasobami, które w polskim rozumieniu migracji się nie mieszczą – jako państwo nie umiemy się w ich sprawie odnaleźć. System w zemście utrudnia więc ludziom życie, komplikując procedury i mnożąc formalności, aby przyjezdnym pokazać, gdzie ich miejsce i kto tu rządzi. Taka jest nasza polityka. Taka nasza duma narodowa.

My – kto?

Rozmowa o integracji zawsze wiedzie do konceptu dwustronności – integracja to jest proces dwustronny. Myśląc o tym, co migranci i migrantki muszą zrobić, żeby „pasować” nie poświęcamy dość uwagi temu, co musimy zrobić my, starzy mieszkańcy i mieszkanki. Tymczasem, żeby integracja działała, mamy lekcję do odrobienia. Potrzebujemy przemyśleć własną tożsamość, kim my jesteśmy, i przestać myśleć o tym w sposób histeryczny, obronny. Potrzeba nieobronnej, ale rozumnej rozmowy o rzeczywistości: jakie faktycznie wartości mamy, co nas odróżnia (czy odróżnia?) od innych, co nas w ogóle łączy? Potrzebujemy czerpać poczucie przynależności i bezpieczeństwa z czegoś innego, niż do tej pory – nie z tego, że wszyscy w niedzielę spotykają się w kościele, nie z tego, że we wsi mają podobne rysy twarzy. Potrzebujemy nauczyć się budować relacje i zaufanie z ludźmi, którzy mają inne korzenie i inny pogląd na świat. Potrzebujemy się nauczyć dogadywać. Póki co, idzie nam, na poziomie systemu, tak sobie. Za to lepiej na poziomie małych grup: firm, szkół, miejsc kultury – tutaj są nieśmiałe sukcesy. Nie korzystamy dość z tego, że Polacy są na przykład odważni. Potrzebujemy jakiejś państwowej sesji coachingu – odkrycia na nowo, kim my tu w ogóle jesteśmy. Potrzebujemy zdrowej pewności siebie, samoświadomości.

Ciekawe, ale wymaga tłumaczenia, że integracja nie jest prawem łaski. Nie jest ukłonem w stronę przybyszów, nie jest szlachetnym gestem. Integracja jest jedynym rozumnym podejściem do faktu, że społeczeństwa stają się zróżnicowane. Jedyną, która nie prowadzi do przemocy (jeśli się mylę w tym rozumowaniu – bardzo chętnie usłyszę inne rozumowanie). Jest metodą zarządzania różnorodnością i radzenia sobie z naszą własną ludzką naturą. Nieznane budzi w wielu ludziach dyskomfort i niepokój (oprócz podgatunku szaleńców i miłośników różnorodności, których w naturze występuje mniejszość). Większość szuka otuchy w znanym, nie w nieznanym. Tylko że świat zmienił się, z nieznanym mamy znacznie częściej do czynienia. Dlatego potrzebujemy integracji – czyli metodycznego budowania relacji, poznawania, oswajania, tworzenia przestrzeni spotkania – żeby budować poczucie bezpieczeństwa i komfortu wszystkich.

Ktokolwiek będzie pisał politykę migracyjną państwa po wyborach (bo przecież nie przed) będzie potrzebował zmierzyć się z faktami, które kryją się za narracją strachu i stereotypów, z którymi teraz mamy do czynienia. Będzie potrzebował wyobraźni i wizji, żeby pojąć świat, jakim on będzie w przyszłości. Będzie do tego potrzebował ludzi – wielu specjalności, z wielu różnych instytucji i organizacji, ośrodków badawczych, teoretyków i praktyków.

Jeśli ten czy ta, kto wygra, będzie mieć odwagę zabrać się do tego faktycznie rzetelnie, już się zgłaszam.

Śledź mój blog

Loading

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *