Jak łatwo się zamknąć w domu, gdy się go ma.
Da się umawiać na spotkania online – jeśli na spotkaniach polega Twoja praca.
W sumie sprawnie, w ciągu paru dni, przerzuciliśmy się w Fundacji na obsługę migrantów i migrantek online. Logistyka ogarnięta. Teraz zaczęłam myśleć, co się zmieni w życiu ludzi – migrantów i migrantek – w nowych realiach i o czym trzeba pomyśleć, żeby ich życie było do zniesienia.
Piszę więc posta z dedykacją dla tych, którzy podejmują teraz decyzje: planują spec-ustawy, zamykają urzędy i granice. Mam nadzieję, że pomoże to przyjrzeć się sytuacji ludzi i ich potrzebom możliwie szeroko. Jak znacie kogoś ważnego, kto coś może – przekażcie proszę posta pod właściwy adres.
Karty pobytu
Sprawy mają się tak: mamy w Polsce (na dziś) 253755 osób, które przebywają tu na karcie czasowego pobytu. Karty ważne są do trzech lat. Bardzo upraszczając zakładam, że wydawane są one systematycznie – a zatem regularnie co miesiąc karty wydawane trzy lata wcześniej tracą ważność. Więc co miesiąc 1/36 tej liczby traci prawo pobytu, bo karta się kończy. To daje 7048 osób. Jest to skromna kalkulacja, ponieważ czasem karty wydawane są na krócej, na przykład na rok.
Zatem ponad 7 tysięcy ludzi w marcu 2020 stanie przed koniecznością wymiany karty pobytu. Tyle samo w kwietniu. Tyle samo w maju. I tak dalej.
Wydział do Spraw Cudzoziemców na Mazowszu, jak widzę, stara się zapewnić obsługę tych osób mimo koronawirusa, ale:
– nie można umówić się na składanie wniosku (można go przesłać mailem, jednak bez możliwości szybkiej weryfikacji, czy jest złożony właściwie),
– nie można więc uzyskać stempla w paszporcie, który potwierdza legalny pobyt na czas trwania procedury,
– nie można przesłać wniosku pocztą, gdyż tej rangi dokumenty wysyła się listem poleconym, których od dziś Poczta Polska nie ma w ofercie.
Ktoś, komu kończy się dziś karta pobytu, ma w praktyce czekać na rozwój wypadków i liczyć na dobrą wolę urzędników. Wysłać wniosek mailem, albo wsadzić w zwykły list i – niech się dzieje wola nieba…
Wizy
W 2019 roku wjechało do Polski, według Straży Granicznej, ponad 50 milionów ludzi. Oczywiście są w tej grupie i turyści i wszelkiej maści goście, także tacy, którzy przyjeżdżają na jeden dzień.
Jest też jednak około miliona ludzi, którzy są w Polsce na podstawie wiz związanych z dłuższym pobytem – studiami czy pracą, życiem rodzinnym czy z innych powodów. Wizy też się kończą. Zasadniczo, nie przedłuża się wiz.
Nie ma też jak wyjechać, przynajmniej nie wszędzie, w związku z tym, że większość lotów odwołano. Gdy to piszę w poniedziałek wieczorem, do szóstej rano jutro odwołanych jest z warszawskiego Okęcia 70 lotów.
Co ma zrobić ktoś, komu kończy się wiza, a do swojego kraju nie dostanie się na piechotę?
Praca
Bardzo mnie interesuje, jak w Warszawie działa koncept zamawiania jedzenia do domu – było o tym sporo mowy, gdy plotkowało się parę dni temu o zamknięciu restauracji. Według mojej wiedzy, zatrudnienie ludzi w sektorze dostarczania jedzenia jest wyjątkowo paskudnym procederem. Tak mi to przynajmniej wygląda z perspektywy ludzi, którzy nie mają umów, praw socjalnych, żadnego zabezpieczenia ani pojęcia o swojej sytuacji prawnej. Zwykle – z Indii, Pakistanu, Bangladeszu, także Ukrainy.
Czy to będą dla nich piękne czasy niespotykanej prosperity?
Ciekawi mnie, ile w tym biznesie rozwozi się porcji dziennie – do ilu domów się więc dotrze, ilu ludzi spotka. Jak bezpieczni są dostawcy? Czy są ubezpieczeni? Kto im pomoże, gdyby się zarazili? Tak, wiem, leczenie koronawirusa jest jest dla cudzoziemców bezpłatne. Dobrze, że Wyborcza napisała, bo w żadnym urzędzie tej informacji nie widzę. Ale jak któryś na rowerze złamie nogę, to co?
Wiem też z rozmów z ludźmi, że firmy zwalniają ludzi. Że zmniejszają wynagrodzenie. Zmniejszenie wynagrodzenia – to gotowa utrata podstawy do karty pobytu, która z tym wynagrodzeniem jest ściśle związana.
Jeśli stracisz pracę, stracisz prawo pobytu i nie masz możliwości wrócić do domu, co masz zrobić?
Jeśli pracujesz na zlecenie w kawiarni, która jest zamknięta – za co żyjesz? Na ile wystarczy oszczędności?
Tak, jasne, można wrócić do domu. Ktoś się uprze, na Białoruś czy na Ukrainę pojedzie na rowerze, ale do Gruzji? Na Filipiny? Do Pakistanu? Jak? Za co ci ludzie mają żyć?
Są tutaj. Trzeba o nich pomyśleć.
Martwię się, bo ich stabilizacja jest czasem tak krucha. My trzęsienie ziemi przesiedzimy zamknięci w domu, a oni?
Studia
Wiecie, że w akademikach też jest kwarantanna i wszystkie polskie dzieciaki pojechały do domu? Mogli zostać cudzoziemcy, bo ktoś rozsądnie zauważył, że tak łatwo do domu nie dotrą. Jednak legalizacja pobytu studenta na czas studiów, w pierwszym roku, wygląda tak, że jak nie zaliczysz roku, tracisz prawo pobytu. Co będzie w tym roku? Co, jeśli nie będzie sesji? Potrzebne są alternatywne ustalenia, co zrobić ze studentami – żeby mogli kontynuować studia.
Sprawa nie jest bagatelna, wiele uczelni w Polsce funkcjonuje dzięki studentom-migrantom i migrantkom. Mówimy o dużej grupie ludzi, studentów jest grubo ponad 50 tysięcy. Dochodzą do tego uczniowie szkół policealnych.
Myślę też o firmach zakładanych przez cudzoziemców – czy przetrwają ten czas? Czy planując wsparcie dla polskich biznesów rząd pomyśli też o migrantach-biznesmenach? I migrantkach? Zwalniając mikro-firmy z ZUS, czy o nich nie zapomni?
Co z pomocami domowymi? Siedzą z gospodarzami w kwarantannie? Idą na pierwszy front do sklepu? Jadą do domu? Jak? Co ze sprzątaczkami zamkniętych biur?
Myślę też o Chińczykach, Koreańczykach, Japończykach, Wietnamczykach, których średni Polak czy Polka od siebie nie odróżnia.
O tym, że widok osoby z Azji w metrze czy na ulicy wywołuje poruszenie i niepokój.
Czego my wszyscy będziemy potrzebowali za jakiś czas, żeby przestać reagować na innych z dystansem i lękiem?
Czy na stałe przestaniemy sobie podawać rękę na powitanie? Czy zwyczaj skręcania w pustą ścieżkę w lesie, żeby uniknąć kogoś, kto idzie z naprzeciwka, długo nam zostanie?
Przyjdzie czas sprzątać ten bajzel – warto więc pomyśleć zawczasu o tym, co się da. Uniknąć bałaganu tam, gdzie możliwe. Ocalić kogo można od dramatycznej sytuacji, która nie będzie wywołana chorobą – ale brakiem dokumentów, niepotrzebnie nielegalnym pobytem, niezdrową zależnością w pracy.
Przedziwne mamy czasy.
Jakkolwiek to długo będzie trwać, jakkolwiek się boimy – warto pamiętać, że to się kiedyś skończy. Wtedy z powrotem trzeba będzie patrzeć ludziom w oczy 😉 Czy to nie będzie cudowne?
Im mniej będzie wtedy ludzi w desperacji, tym dla wszystkich lepiej.