3 m2 na osobę. Łóżko to 1,6 m2. Zostaje 1,4 m2 na osobę przestrzeni życiowej na osobę na bliżej nieokreślony czas. To jest standard oferowany w Polsce w strzeżonych ośrodkach dla cudzoziemców, gdzie trafiają osoby, które bez dokumentów usiłowały przekroczyć polską granicę i miały to szczęście, że zostały zatrzymane, nie wywiezione na Białoruś.

Piszę o tym podczas trwania ogólnopolskiej dyskusji wokół aresztu dwóch polskich
polityków: Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Codziennie czytam coś nowego: że
Kamiński schudł do 53 kg, a nigdy tyle nie ważył, że Prezydent RP postuluje jego
przymusowe karmienie, że panowie skarżą się na warunki w areszcie, które bada Rzecznik
Praw Obywatelskich, zresztą nie stwierdzając uchybień („warunki pobytu w Areszcie
Mariusza Kamińskiego są bardzo dobre” relacjonuje 16 stycznia RPO). Kamiński jest w szpitalu, ale co do zasady odbywa karę w dwuosobowej celi.

Pół Polski zaciera ręce, a drugie pół zdaje się walczyć o prawa dwóch posłów, którzy zostali oskarżeni, udowodniono ich winę, a następnie skazano prawomocnym wyrokiem na dwa lata więzienia. Panowie dopuścili się fałszowania dokumentów rządowych oraz nakłaniania osób do poświadczania nieprawdy. Dopuścili się tych czynów sprawując kierownicze funkcje w Centralnym Biurze Antykorupcyjnym – nawet zakładając szlachetne intencje ukrócenia afery korupcyjnej, sięgnęli z premedytacją po niedopuszczalne metody, a potem starali się to kryć.

Wąsik i Kamiński zrobili coś naprawdę mocno nie tak, co miało i ma dalekosiężne skutki dla naszego państwa. Nie jest OK fałszować państwowe dokumenty. Nie jest OK nakłaniać ludzi do składania fałszywych zeznań. Dopuszczanie się takich czynów ma monumentalne skutki – nie tylko polityczne, po prostu – skutki dla innych ludzi. Sprawa ma też wymiar finansowy – polskie państwo wydaje na tę sprawę ogromne ilości potrzebnych na inne rzeczy pieniędzy.

W tym kontekście myślę o migrantach i migrantkach. Jest wieczór, gdy to piszę. W okratowanych salach rodzice układają teraz do snu osiemnaścioro dzieci, które dziś będą spać w detencji. Około 500 osób spędza dzisiejszą noc w którymś z sześciu polskich
strzeżonych ośrodków dla cudzoziemców. To ci szczęśliwcy, których polskie służby nie
wywiozły z powrotem do lasu na polsko-białoruskim pograniczu. Albo ludzie, którzy na
przykład zostali zatrzymani w Polsce bez ważnych dokumentów, bo wygasła ich ważność, bo zgubili, bo nigdy w życiu żaden kraj nie wydał im dokumentów, a szukają dla siebie
bezpiecznego miejsca na ziemi, bo ich paszport nie otwiera żadnych drzwi i nie chcą go
widzieć.

To nie tak, że uważam, że „nic nie zrobili”. Po prostu przewinienie migrantów ma
nieporównanie mniejszy wpływ na nasze państwo niż działania obu skazanych panów posłów. Przynosi znacznie mniej szkody. A ich sytuacji nasze państwo nie poświęca ułamka uwagi, którą obecnie dostają Wąsik i Kamiński.

Migranci zwykle dostają pierwszą decyzję sądową o detencji na dwa-trzy miesiące. Potem z
reguły dostają kolejną. Potem jeszcze kolejną. I tak nawet do dwóch lat.

„Każdy trzask bramy, każdy dźwięk klucza i serce ci wali, bo myślisz, że idą po ciebie” mówi
mi osoba, która spędziła kilka miesięcy w takim ośrodku.

Najgorsze, co ludziom doskwiera, to właśnie ta niepewność, to ciągłe oczekiwanie: nie
wiedzą, ile będą w zamknięciu. „Nie uwierzyłam, gdy mi powiedzieli „jesteś wolna”, bo
poprzedniego dnia dostałam decyzję sądu o dalszym zatrzymaniu w ośrodku. Uwierzyłam,
dopiero jak wyszłam”, mówi mi młoda dziewczyna z Erytrei. 24 lata spędziła na tułaczce po
świecie, dziś zaczyna studia pielęgniarskie w Wielkiej Brytanii, gdzie pojechała prosto ze strzeżonego ośrodka w Polsce. Na miejscu dostała prawo legalnego pobytu. Zaczyna nowe
życie.

W ośrodku strzeżonym nikt nie wie, czego się spodziewać. Nie zna dnia ani godziny. Ludzie
wychodzą wcześniej, niż ustalił sąd, albo siedzą w zamknięciu miesiącami, nie
rozumiejąc po co i dlaczego. Niepewność, strach, izolacja, skupienie wielu osób na małej
przestrzeni (europejski standard to 4 m2 na osobę, w polskich placówkach w ubiegłym roku stosowano nawet 2 m2, co kwalifikowało się do nieludzkiego traktowania) generują wielkie napięcie.

Jest problem z wyposażeniem i podstawowymi sprawami bytowymi. Same zarządy
strzeżonych ośrodków szukają kontaktu z organizacjami pozarządowymi, aby zapewnić
ludziom choćby ciepłe ubranie, klapki, podstawowe artykuły higieniczne. Ci ludzie nie mają
żon i mężów, którzy się o nich upomną w telewizji.

W ubiegłym roku w Fundacji kupowaliśmy do ośrodka „mleko pierwsze”, bo Straż Graniczna nie miała takiego na stanie, miała za to matki z noworodkami. Tak, w Polsce osadzamy w tych ośrodkach dzieci. Nadal chętnie będziemy pomagać dostarczać, co trzeba – ale o tym trzeba mówić, że trzymamy w detencji dzieci. Wyobrażalne jest, żeby Wąsik i Kamiński poszli do więzienia z dziećmi? Jedne i drugie dzieci z decyzjami rodziców nie mają wiele wspólnego.

„Syn wstawał, walił w drzwi i krzyczał, że chce wyjść na dwór”, opowiada mi matka trójki dzieci. „Płakał a ja razem z nim”. Dobry strażnik pozwalał rodzinom z dziećmi wyjść na dwór nie jeden, ale dwa razy dziennie na godzinę.

Strzeżonym ośrodkom warto się przyjrzeć, jak już posłowie się znudzą. Czasem zatrzymanie migrantów jest potrzebne i zasadne, ale często nie jest. Często detencja nie musi być tak beznadziejnie rujnująca tych ludzi.

Gdy już wyjdą, opowiadają, że potrzebują w ogóle ponownie uwierzyć w ludzi. We własną godność, w godność innych. Mówią, że potrzebują nie tyle psychologa, co przyjaciół, życzliwych innych, którzy przywrócą im wiarę w człowieczeństwo. Detencja tych ludzi ewidentnie krzywdzi.

Koncept naprawdę wymaga, by go przemyśleć. W pierwszej kolejności warto zmienić:

  • wielokrotnie przedłużane decyzje o detencji. To jest emocjonalna tortura co dwa miesiące dostawać nowy wyrok, gdy człowiek nikogo nie skrzywdził.
  • dostęp do pomocy psychologicznej. Obecnie detencja to miejsce desperacji. Ludzie
    podejmują próby samobójcze, popadają w depresje, podejmują strajki głodowe – a inni ludzie patrzą na to, towarzyszą im w rozpaczy i cierpieniu dzień w dzień. To jest nie do zniesienia.
  • praktykę detencji dzieci. Po prostu, nie zamykajmy dzieci.
  • usprawnienie i przyspieszenie procedur, aby ludzie nie czekali na nie miesiącami w izolacji.

I, jak to powiedzieć, relacje międzyludzkie.
„To zależy od zmiany” mówią ludzie, gdy pytam o strażników, którzy ich pilnują. Są tacy, którzy przynoszą migrantom ksero z planem ćwiczeń treningowych, żeby w zamknięciu mieli zajęcie i nie tracili nadziei. Są tacy, którzy są po prostu życzliwi, migranci widzą to i doceniają. Ale bywa inaczej: strażnicy, którzy biją, wyzywają, naśmiewają się z czyjegoś strachu albo cierpienia. Którzy odmawiają ludziom wody, „stoją w rogu, patrzą, śmieją się jakby w ogóle nie mieli nas za ludzi”.

Cudzoziemcy w ośrodkach strzeżonych nie są bandytami i kryminalistami – choć faktem jest, że niektórzy trafili tam dlatego, że podobnie jak Wąsik i Kamiński fałszowali dokumenty (własne, nie państwowe). Zgodnie z polskim prawem nieuregulowany pobyt w Polsce (bez ważnych dokumentów) stanowi wykroczenie, nie przestępstwo. Karane grzywną, nie więzieniem.

Detencja ma służyć zatrzymaniu ludzi, aby możliwe było sprawienie, że otrzymają nakaz opuszczenia Polski – ale można to robić daleko lepiej!

Upominam się o tych, którą jedyną winą jest poszukiwanie bezpieczeństwa i godnego miejsca do życia. O tych, których trzymamy w zamknięciu miesiącami nie wiadomo po co, bo jest jasne od początku, że będzie trzeba ich wypuścić. O tych, w których krajach trwają wojny i prześladowania i nie mają jak czy gdzie wrócić.

Owszem, cudzoziemcy także popełniają przestępstwa, wtedy trafiają do aresztów i więzień, gdzie nie bez powodu stają się kolegami z celi Kamińskich i Wąsików. Ale to zupełnie inna historia.

Śledź mój blog

Loading

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *