
Burza wokół migrantów na polsko-niemieckim pograniczu to kolejna wielka akcja dezinformacyjna wokół migracji w Polsce w ostatnich latach. Wcześniej w podobnym stylu zbudowane były afery wokół Paktu Migracyjnego i relokacji (od 2015 roku), granicy białoruskiej (w tym nieszczęsne referendum, 2021-2023), a także wokół Centrów Integracji Cudzoziemców (2025).
Metoda: bierze się temat, który potencjalnie może budzić duże emocje i społeczny sprzeciw (każdy migracyjny się nadaje), następnie rozkręca się te emocje rozprzestrzeniając fałszywe informacje i plotki. Kiedy emocje biorą górę, merytoryczne argumenty przestają mieć znaczenie. I nie rozmawia się wtedy o tym, co ważne – ale kanalizuje ogólny gniew.
Każda z wcześniejszych “afer migracyjnych” zbudowana była na nieprawdziwej informacji wyssanej z palca albo kreowała wyolbrzymione zagrożenia w sprawach, które powinny po prostu być systemowo zaopiekowane przez państwo. Przykład przedostatni: Centra Integracji Cudzoziemców. Punkty, w których ludzie mieli uczyć się polskiego albo dowiadywać, jak w Polsce płaci się podatki, zostały w dyskursie publicznym przemianowane na ośrodki dla nielegalnych migrantów. Burza publicznej niezgody doprowadziła do wycofania się wielu województw ze słusznej i potrzebnej idei – mimo, że ludzie protestowali przed czymś, czego wcale nie było w planie. PIS rozpętał aferę wyłącznie dla korzyści politycznej – bo politycy PIS bardzo dobrze wiedzą, że migranci w Polsce są i będą, a bez nich upadnie wiele sektorów gospodarki, a więc metoda zohydzania migracji na dłuższą metę nam szkodzi.
Obóz rządzący nie radzi sobie z tą metodą. Przechodzi do defensywy. Wchodzi w rozmowy o niczym w przekonaniu, że nie ma innego wyjścia. Nie potrafi zbudować przekonującej narracji, która opiera się na prawdzie, nie potrafi – nie podejmuje nawet takiego wysiłku, żeby przygotować nasze społeczeństwo do zachodzących od dawna (nawet nie przyszłych!) zmian. Ba, nie potrafi wykrzesać z siebie żadnego pozytywnego komunikatu: choćby o tym, co zbadał Deloitte i UNHCR: uchodźcy generują w Polsce 2,7 procenta PKB.
Polska jest i będzie krajem zróżnicowanym. Budowanie podziałów wokół realnego wyzwania, jakim jest potrzeba zbudowania naszej społeczności tak, żebyśmy będąc zróżnicowani, dawali sobie realne bezpieczeństwo i wsparcie.
Kolejne rządy szczują na uchodźców i migrantów i mówią o nich jak o symbolu apokalipsy. Tymczasem, to są ludzie. Każdy ma ojca, matkę, rodzeństwo, wielu ma swoje rodziny. Owszem, niektórzy to inżynierowie. Tak, wielu jest niewykształconych. Rolą państwa jest oczywiście zarządzać tym, kto do nas przyjeżdża i po co, ale też robić miejsce dla przyjezdnych w społeczeństwie.
Szczucie nam nie pomaga. Jesteśmy coraz bardziej podzieleni, coraz bardziej zdezorientowani i coraz mniej bezpieczni.
Nie z powodu migrantów, ale z powodu spadającego zaufania do siebie wzajemnie, a także – do państwa. Odpowiedzialnością państwa jest budować zgodę i wiedzę, wspierać społeczności. Tymczasem jesteśmy karmieni dezinformacją, manipulowani, a politycy budują w ludziach strach, który szybko przeradza się w agresję.
Wiele osób już o tym napisało: generowanie samowolnego ruchu obywatelskiej ochrony granic nie może skończyć się dobrze. Adrenalina robi swoje. Komuś nadgorliwemu wcześniej czy później puszczą nerwy. Ktoś użyje pięści lub ostrych narzędzi. I poleje się krew.
Żyjemy w trudnych czasach i napięciu. Dużo się mówi o odporności, przygotowaniu na kryzysy i wprost – o możliwej przyszłej wojnie. Tymczasem klasa polityczna wikła się w wypalające, jałowe spory, które osłabiają nas jako kraj. Realne zagrożenia istnieją jednak tu i teraz, giną w chaosie informacyjnym i nie są adresowane, nawet się o nich serio nie rozmawia. Zamiast mówić o sprawach ważnych, zużywamy się wszyscy w ciągłej politycznej szarpaninie. Jako system staliśmy się niesprawni. Politycy zajęci przepychankami stracili moim zdaniem z oczu nasze – obywateli i obywatelek – dobro.
Odwiedziłam niedawno Finlandię (dzięki organizacji ENRS – wielkie dzięki), znaną z koncepcji “obrony totalnej”, czyli takiej, która obejmuje i włącza całe społeczeństwo.
Fiński model obejmuje pięć filarów:
- “Mentalność”, gotowość do walki o swój kraj
- Wojsko/armia/przygotowanie stricte militarne
- Ochrona ludności – schrony (w Helsinkach schron ma każdy budynek powyżej 1200 metrów kwadratowych)
- Współpraca i sojusze
- Zaangażowanie społeczeństwa obywatelskiego
Model “obrony totalnej” w gruncie rzeczy stosuje w praktyce Ukraina. Te same elementy powtarzają się w świetnej książce Agnieszki Lichnerowicz “Idzie wojna” – mówią o tym wojskowi, psychologowie i eksperci różnych dziedzin.
Przyjrzyjmy się zatem – jak wygląda sytuacja w Polsce, pod kątem powyższego modelu.
- Mentalność – od wieków, gdzie dwóch Polaków tam trzy opinie, nie jesteśmy jako Polacy zgraną ekipą. Dziś mamy bardzo podzielone społeczeństwo, brak zaufania do władzy, wielki dystans między ludźmi, zamykanie się w bańkach, wrogość. Jesteśmy tak poszczuci na siebie wzajemnie, że gdyby przyszła wojna – moglibyśmy na siebie liczyć? Sąsiad sąsiada schowałby w domu? Sąsiad sąsiadowi wody by podał? To jest pierwszy filar bezpieczeństwa: czy my w ogóle czujemy ze sobą jeszcze bliskość, możemy na siebie liczyć? Dawne pytanie: kto będzie umierał za Gdańsk. A dziś: Białystok by umierał za Warszawę? A Warszawa za Lublin czy Chełm? Gdańsk za Przemyśl? Kaczyński za Tuska? Giertych za Hołownię albo Pawłowicz za Bodnara?
Podzielone społeczeństwo jest słabsze. My już jesteśmy słabsi – nawet zanim zacznę mówić o migracjach. Powódź pokazała, że Ukrainiec tak samo dobrze buduje tamę i przerzuca worki z piaskiem, jak Polak. Nasze bezpieczeństwo zależy od tego, czy obecnych w Polsce migrantów i migrantki włączymy w krąg bliskich ludzi – po to właśnie, żebyśmy mogli wspólnie układać worki z piaskiem w razie potrzeby. Żeby oni mogli polegać na nas, a my na nich, żebyśmy się znali i rozumieli. Ale nie da się zakolegować z kimś, na kogo się bez przerwy pluje. Nie dogadamy się, jeśli cały czas będziemy pokazywać osobom migranckim, że są obce, niechciane, nie przynależą. A to właśnie robimy, systemowo.
Ogromnym problemem dzisiejszych czasów jest dezinformacja – politycy nie tylko z nią nie walczą, ale generują fałszywe przekazy. Finowie wprowadzili niedawno do szkolnego programu zajęcia z identyfikacji dezinformacji i zdolności odróżniania prawdziwych od manipulacyjnych informacji. Jesteśmy daleko za Finami.
- Na wojskowości się nie znam, nie wypowiadam się.
- Na schronach też się nie znam, powiem tylko, że warszawskie metro na schron za płytkie, a w Helsinkach schrony są na każdym kroku, każdy wie, gdzie. Wiesz, gdzie Twoje miejsce w schronie?
- Współpraca i sojusze – Polska należy do kilku różnych grup państw, ale Unia Europejska i NATO to najsilniejsze z nich. Niepozbawione wad – ale nadal to najlepsze sojusze, jakie mamy. Jestem z pokolenia, które musiało stać w kolejce na Żytniej, żeby w Urzędzie Paszportowym uzyskać paszport przed wyjazdem za granicę, na co władza państwowa musiała się zgodzić. Trzy dni po powrocie należało paszport oddać. Jestem z tych, co wchodzili do pociągu do Zakopanego przez okno, potem ktoś życzliwy wrzucał plecak. Pierwsza z mojego rocznika wyjechałam uczyć się angielskiego za granicę, nie było wtedy Erasmusów. Moje koleżanki i koledzy zbierali w Szwecji kapustę pekińską. Pamiętam czołgi zaparkowane za szkołą w Izabelinie, metalowe piece-koksowniki i żołnierzy na ulicach, którzy się przy nich grzali, a ludzie im przynosili papierosy. Unia Europejska ma milion wad i rozbudowaną biurokrację, ale alternatywą jest pozostawanie samemu między dwoma potężnymi siłami. Już tam byliśmy. To nie jest dobre miejsce. Nie chcę tam być. Żadnego na świecie zagrożenia państwo takie jak Polska, z naszym miejscem na mapie, nie pokonamy samodzielnie.
- Społeczeństwo obywatelskie. Są kraje, jak Finlandia, gdzie aktywność obywateli uważa się za zasób. Identyfikuje się społeczną energię jako element wzmacniający system, o który się dba. Ukraina ma podobne doświadczenie, poniekąd – zaangażowanie organizacji społecznych w ewakuację ludzi z frontu, transport osób chorych czy rannych, szycie siatek ochronnych, edukację dzieci w schronach czy milion innych zadań, w których wojsko i społeczeństwo współpracują ze sobą.
Polskie społeczeństwo obywatelskie ma za sobą wielką odpowiedź na kryzys. Bezprecedensową. To społeczeństwo przyjęło przecież te cztery miliony ludzi z Ukrainy, które tu przyjechały. Organizacje nauczyły się bardzo dużo o komunikacji, zarządzaniu, przywództwie, standardach pracy, ochrony potrzeb różnych grup szczególnie wymagających wsparcia: dzieci, osób z niepełnosprawnością, osób starszych czy chorych, o logistyce w kryzysie. Państwo jako system pozwala tej wiedzy odejść. Nie widzi, że to jest ważna dla bezpieczeństwa wartość. Nie mogę się temu nadziwić.
W obecnej sytuacji, w której de facto politycy zagrzewają młodych chłopaków do samodzielnej obrony granicy, kwestionując zdolności operacyjne Straży Granicznej (gdzie się podziało “murem za polskim mundurem”?), degenerują umowę społeczną, która jest podstawą funkcjonowania państwa. Jeśli osoba dostaje zgodę na sprawdzanie samochodów czy dokumentów innych ludzi – nie odda łatwo tego prawa. To bardzo fajne uczucie móc wszystko. Robić, co się chce, bezkarnie. Bardzo trudno z tego potem zrezygnować.
Takie grupy niosą oczywiście ryzyko naruszania praw migrantów, ale też grożą po prostu anarchią. Jeśli ktoś ma możliwość przejąć samodzielnie zadania straży granicznej i prowadzić je według uznania, czemu nie innych służb? czemu ktoś inny nie zacznie bojkotować na przykład szkół, służby zdrowia albo transportu publicznego – przejmując je i prowadząc według swojego uznania? powstaje chaos. struktura państwa staje się nieprzewidywalna. Nikt nie wie, czego oczekiwać od innych.
Na koniec fakty dotyczące granicznej sytuacji.
Gdy piszę ten tekst, nie jest prawdą, że Polska doświadcza masowego “wypychania” migrantów z Niemiec. Liczne wizyty dziennikarzy i deklaracje mieszkańców, a także dane polskich i niemieckich służb to potwierdzają.
Państwa UE przekazują sobie osoby migranckie ubiegające się o status uchodźcy kierując się przesłanką “pierwszego kraju kontaktu”, który jest odpowiedzialny za rozpatrzenie jej wniosku, od 1990 roku. Wtedy przyjęto Konwencję Dublińską. Według danych Agencji UE ds. Azylu rocznie przekazywanych między państwami jest kilkanaście tysięcy osób. System nie jest idealny (obecnie działa jego trzecia edycja, każda kolejna jest udoskanalana) przekazywanych powinno być znacznie więcej osób (np. w 2023 roku wydano 176 tysięcy decyzji o przekazaniu, zrealizowano 15000 transferów).
Jest prawdą, że Niemcy zaostrzyły swoją politykę migracyjną i bardziej rygorystycznie realizują przepisy, które od dawna są w mocy. Nie zwiększyła się w tym roku (nawet spadła) liczba osób odsyłanych do Polski w ramach wspomnianych procedur dublińskich i readmisji. Wzrosła liczba osób nie wpuszczanych do Niemiec, które nie mają dokumentów uprawniających do wjazdu.
To samo robi Polska – odmawia wjazdu osobom bez prawa do wjazdu. Nie tylko na polsko-białoruskim pograniczu. Na każdym odcinku, od wielu lat. Rzekome masowe odsyłanie do Polski migrantów z Niemiec, którzy byli tam wcześniej i dotarli do tego kraju innymi drogami, nie ma miejsca.
„w Helsinkach schron ma każdy budynek powyżej 1200 m2″ – to kłamstwo w stylu klasycznego politykierstwa. Jak się coś – pisze trzeba brać za to odpowiedzialność. Myślałem, że może to będzie coś innego. A jednak naginanie faktów a’la pierdololo. Zawód.
Dzień dobry, informację na temat schronów usłyszałam od osób w Helsinkach i znalazłam wzmiankę na ten temat online w filmie dokumentalnym Ośrodka Studiów Wschodnich. Widziałam też na własne oczy kilka takich przestrzeni, w których były parkingi – rzecz jasna nie sprawdzałam naocznie wszystkich przestrzeni. Mogę prosić o źródła, jeśli ma Pan/Pani inną wiedzę? Chętnie o tym dowiem się więcej, szczególnie, jeśli się mylę. Poproszę o źródła.